Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Andrzej Stelmasiewicz - w barwny sposób integruje gdańszczan

Irena Łaszyn
Niektórzy nazywają to szajbą. Lwią szajbą. Gdy stworzył program "Czas Gdańskich Lwów", zaczął wyczyniać rzeczy niesłychane: biegać z trąbką, malować twarz farbkami plakatowymi, zaczepiać poważnych obywateli, zwozić ...

Niektórzy nazywają to szajbą. Lwią szajbą. Gdy stworzył program "Czas Gdańskich Lwów", zaczął wyczyniać rzeczy niesłychane: biegać z trąbką, malować twarz farbkami plakatowymi, zaczepiać poważnych obywateli, zwozić piasek na plażę, kupować lód w środku zimy, namawiać artystów do rzeźbienia za pomocą piły i szlifierki. Andrzej Stelmasiewicz został nominowany za integrowanie gdańszczan poprzez happeningi artystyczne z symbolem miasta w roli głównej.

Ludzie pukali się w głowę, a Andrzej Stelmasiewicz, założyciel i prezes fundacji "Wspólnota Gdańska" tłumaczył, że chodzi mu o budowanie społeczeństwa obywatelskiego, znak wspólny i działania jednoczące gdańszczan. I że właśnie po to, by zintegrować mieszkańców, wyprowadził lwy na ulice. Lwy piaskowe, lodowe, żywiczne. Te pierwsze, ze sprowadzonego ze żwirowni piasku, rzeźbili artyści na plaży. Te drugie, ze sprowadzonego z Wrocławia lodu - na Długim Targu w Gdańsku. Żywiczne stanęły w różnych punktach miasta, jeden nawet na gdańskim lotnisku, co fotograf uwiecznił latem 2007 roku, a Stelmasiewicz całkiem niedawno pokazał na portalu "Nasza klasa".

Zapewne to nie przypadek, bo właściwie na lotnisku wszystko się zaczęło. Dokładnie - na warszawskim lotnisku, w roku 2005, gdy wracał ze Szwajcarii do Gdańska i w głowie miał stado niedźwiadków, które spotkał w Zurychu na ulicznej wystawie.
- Oglądałem ją w towarzystwie poważnych biznesmenów z całego świata i nadziwić się nie mogłem, jak oni na te misie reagują: Obejmują je, poklepują, fotografują się z nimi - wspomina. - Pomyślałem, że Gdańsk też mógłby taką atrakcję zaoferować. Ale nie misiową, tylko lwią, bo to lwy, od 1457 roku podtrzymują gdańską tarczę herbową i są symbolem miasta.

Bardzo się do tego pomysłu zapalił. Rozważał, do kogo się zwrócić. I na Okęciu okazja sama wpadła w ręce.
- Patrzę, siedzi sobie taki wysoki, łysawy facet i czyta gazetę - relacjonuje. - Nie chcę przeszkadzać, czekam więc aż z tą gazetą skończy. Kończy, ale zaczyna gadać przez komórkę. Przestępuję z nogi na nogę. Wreszcie podchodzę, przedstawiam się. Mówię o Zurychu, Gdańsku, lwach i integracji. O tym, że mam pomysł, jak promować miasto w Polsce i za granicą. Że wiem, jak to rozegrać. Prezydent Paweł Adamowicz uśmiecha się i każe zgłosić się, gdy już się do tego pomysłu przygotuję.

Przygotowywał się kilka miesięcy. A właściwie - kolędował od drzwi do drzwi, bo mało kto chciał gadać z gościem od kabli, który ma wizję (Stelmasiewicz jest założycielem i prezesem zarządu firmy ASTE, zajmującej się importem specjalistycznych kabli). Na szczęście, niektórzy chcieli.

Zaczął więc wymyślać zabawy z lwami, konkursy z lwami, happeningi z lwami. Stworzył program pod nazwą "Czas Gdańskich Lwów". Ideę określił tak: Pomagać gdańszczanom w realizacji marzeń, poprzez łączenie tych, którzy mają pomysły, z tymi, którzy wiedzą, jak te pomysły zrealizować, we współpracy z tymi, którzy mogą pomóc finansowo. Na początku pomóc mogła głównie… firma ASTE.

I tak, w roku 2007 na plaży na gdańskich Stogach pojawiły się piaskowe lwy. Rok później, na plaży między Brzeźnem a Jelitkowem, pojawili się "Wielcy gdańszczanie", czyli znane postacie z piasku. Był piaskowy Heweliusz i piaskowy Wałęsa, piaskowy Fahrenheit i piaskowy Grass.

Oprócz Festiwalu Rzeźby z Piasku Stelmasiewicz zorganizował Festiwal Sztuki Tutejszej TUTART i każdego dnia, przez siedem tygodni, na wspomnianej plaży odbywały się koncerty rockowe, jazzowe, muzyki klasycznej. A jakby tego było mało, w tym samym roku 2008, jesienią, otworzył Obywatelskie Centrum Sztuki i Edukacji Elbląska 66, w którym znajdują miejsce rozmaici artyści. Za dach nad głową nie muszą płacić, ale od czasu do czasu muszą zorganizować coś dla innych: zajęcia dla dzieci albo warsztaty.

W roku 2009, mimo kryzysu, Stelmasiewicz realizuje kolejne pomysły. W ramach Gdańskiego Festiwalu Sztuki w Przestrzeni "Rozdroża Wolności", żeby ożywić historyczną przestrzeń miasta, namówił artystów do tworzenia instalacji na skwerach i ulicach. Pierwszą, z kilometrów folii, autorstwa Ludwiki Ogorzelec, ujrzeliśmy na skwerku między ul. Św. Ducha a Szeroką.

A już 25 czerwca na plaży w Jelitkowie rozpocznie się kolejny rzeźbiarski plener. Artyści z Polski, Hiszpanii, Włoch, Czech, Niemiec, Rosji i USA będą tworzyć monumentalne kopie najbardziej znanych gdańskich zabytków: m. in. Ratusza, Żurawia, Dworu Artusa, Domu Uphagena, kościołów Najświętszej Marii Panny i św. Katarzyny, Złotej i Zielonej Bramy. Wernisaż - 5 lipca. Festiwal TUTART też jest w planie, choć z pieniędzmi krucho.
Prezes Stelmasiewicz ma 54 lata, żonę Marię i dwie córki. Zanim został biznesmenem, potrójnym prezesem (bo jest też prezesem zarządu Stowarzyszenia na rzecz Interoperacyjności i Rozwoju Transportu Szynowego) i… wizjonerem, był rolnikiem, ogrodnikiem i portierem. Z tytułem magistra, bo wcześniej skończył biologię.

Przedsiębiorcą stał się na początku lat 90. Startował z pożyczonymi od kolegi 5000 dolarów, dziś pożyczać nie musi. Ale zabiegać o pieniądze na imprezy, które wymyśla - tak. Koszty rosną i granty z Urzędu Miejskiego nie wystarczą.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto