Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Były Mistrz Polski w kajakarstwie toczy największą walkę, bo o życie! Choruje na nowotwór. Można pomóc!

Maria Sowisło
Maria Sowisło
Marek Sztabnicki jest twardym facetem. Takim ze stali, niemal książkowym. Nie pokazuje słabości. Jak to sportowiec. W dodatku utytułowany. Przez wiele lat zdobywał na wodach Polski tytuł mistrza w kajakarstwie. Dziś sam potrzebuje pomocy. Od roku walczy z nowotworem. Najpierw sam przed sobą musiał przyznać, że jest chory. Bardzo poważnie. Kolejny etap to prośby o pomoc. A dla człowieka, któremu wydaje się że jest niezniszczalny, to niemal niemożliwe.

W ciągu roku życie rodziny Sztabnickich z Trzebiela spadło z hukiem na posadzkę. A miało być tak normalnie. Syn na studiach planował ślub, córka też rozpoczęła naukę na wyższej uczelni, mama Iwona miała pracę i cieszyła się z sukcesów dzieci, a tata Marek dwoił się i troił by utrzymać rodzinę… Myślał o remoncie domu w Białym Borze, w którym mieszka jego schorowana mama. Nie ma nawet toalety. Jest na podwórku, a dach cieknie. Tam mieli się przeprowadzić. Remontować powoli. Bo po co utrzymywać mieszkanie w Trzebielu i dom? Wszystko układało się po ich myślach… I jak to w życiu bywa, nic nie jest pewne i nie na zawsze. W lipcu ubiegłego roku pan Marek wyczuł pod pachą narośl o wielkości około ośmiu centymetrów. - Wzięli mi wycinek do badań. Cały czas twierdziłem, że to nic poważnego. Jakiś mięśniak, tłuszczak… Przez dwa miesiące czekałem na wyniki. Potem była diagnoza: chłoniak z komórek płaszcza - mówi pan Marek. Cały czas pozuje na twardziela. Choć po sześciu seriach chemii i jednej podtrzymującej organizm - nawet sportowca - odmawia posłuszeństwa. - Cały czas chciałbym coś zrobić. Nosi mnie. Teraz jednak szybko się męczę i wielu rzeczy nie jestem już w stanie zrobić. Chciałem pomalować pokój, wymienić dach w domu mamy, bo cieknie… - wylicza pan Marek, dla którego samo przyznanie, że jest śmiertelnie poważnie chory, to wyczyn na miarę zdobycia szczytu K2 zimą. Przez rok utrzymywał diagnozę w tajemnicy przed sąsiadami, znajomymi, przyjaciółmi… - Posypały nam się wszystkie życiowe plany - mówi pan Marek i tylko na ułamek sekundy oczy szklą się.
Dopiero kiedy w domu zaczęło brakować pieniędzy na zwykłe życie i wyjazdy do lekarzy na Śląsku, coś w panu Marku pękło. W końcu przyznał przed samym sobą, że potrzebuje pomocy. Do dzisiaj jednak krępuje się kiedy słyszy, że ktoś wpłacił pieniądze, kto inny organizuje koncert na jego rzecz… - Mam u ludzi ogromny dług wdzięczności. Nie sądzę, bym był w stanie kiedykolwiek go spłacić - mówi pan Marek, a żona dodaje: - Syn zrezygnował ze studiów, bo nie jesteśmy mu już w stanie pomagać. Przełożył też ślub. Córka jest na studiach, bo ma stypendium naukowe i socjalne. Ja musiałam zrezygnować z pracy, bo mąż wymaga ciągłej opieki - wylicza pani Iwona. To właśnie ona jest filarem rodziny. Kiedy rozmawiamy, pani Iwona i pan Marek siedzą naprzeciwko siebie. Patrzą sobie w oczy. Pani Iwona jest cały czas czujna… Niby rozluźniona, ale wyczuwa każde delikatne załamanie głosu męża i wówczas wkracza. Naprowadza na temat rozmowy, a nawet czasem go zmienia. - Gdyby nie żona, to pewnie już by mnie tutaj nie było - zarzeka się pan Marek, który od maja nie był nawet w sklepie. Szybko łapie infekcje, które nie pomagają mu w dojściu do zdrowia. Mimo tego ciągle ma katar, gorączkę… - Myślałem, że w ciągu trzech miesięcy po przeszczepie szpiku kostnego będę fruwał. A tak nie jest. Podobno powrót do jako takiego zdrowia zajmie mi nawet rok - przyznaje pan Marek i dodaje, że ma straszną huśtawkę samopoczucia. Raz jest załamany tak bardzo, że nic tylko leżeć w łóżku, a innym razem rozsadza go szczęście, że żyje. Wówczas przenosiłby góry. Podobnie po chemioterapii działa jego organizm. Jednego dnia jest w świetnej formie, a kolejnego wszystko boli… Pan Marek cały czas nie przyjąć tego. Przecież jest sportowcem. Wielokrotnym Mistrzem Polski z klubów w Białym Borze i Zawiszy w Bydgoszczy. Nie było na niego mocnych. Przecież ma dopiero 48 lat… Walczy. Nie poddaje się, choć jest bardzo ciężko. Każdego dnia, tygodnia… A teraz jeszcze okazało się, że po chemii podtrzymującej nabawił się cytopenii - mniejsza liczba dojrzałych komórek krwi. To może prowadzić do anemii. Ma też niewydolność nerek. Dietę ma więc dostosowaną jak dla chorego na nowotwór, ale też musiał wyeliminować wszystko, co jest obciążeniem dla nerek. - Od lekarza usłyszałem, że chemioterapia mnie nie zabiła, to teraz leczenie mnie zabija - pan Marek stara się to powiedzieć w formie żartu. Nikomu nie jest jednak do śmiechu, bo zamiast kolejnych cyklów chemioterapii podtrzymującej mógłby otrzymywać zastrzyki podskórne. Niestety są kosztowne. Narodowy Fundusz Zdrowia ich nie refunduje. Jeden kosztuje od 6 do 9 tys. zł. Musiałby go przyjmować co trzy miesiące przez najbliższe dwa lata. W zamian za to, jego organizm nie byłby tak wyniszczony…
Teraz toczy najtrudniejszą walkę. O życie. Żeby zacząć ją wygrywać, bo ostatnio miał słabe wyniki krwi, potrzebuje pieniędzy. I to nie małych. Każdy wyjazd do kliniki w Gliwicach to koszt około 700 zł. A w miesiącu Sztabniccy jadą dwa, trzy razy. Jedno opakowanie leku, który trzeba kupić dwa razy w miesiącu, to kolejne 40 zł. Takich leków jest w sumie pięć. Do tego jedzenie, opał do mieszkania, rachunki… Utrzymują się z zasiłku pielęgnacyjnego jaki otrzymuje pani Iwona i dla bezrobotnego pana Marka. Nie otrzymał jeszcze z ZUS-u renty, choć komisja lekarska stwierdziła, że jest niezdolny do samodzielnej egzystencji przez rok, a do pracy przez trzy lata. Ponoć wydanie decyzji komplikuje to, że pan Marek wiele lat pracował zagranicą. Teraz liczy się każda złotówka. Dosłownie i w przenośni. Każdy może pomóc. W piątek 26 października w Białoborskim Centrum Kultury i Rekreacji jest koncert charytatywny, z którego dochód zostanie wpłacony na konto pana Marka. Początek o godz. 17.00. Będą występy i licytacje. Jeśli ktoś nie może przybyć, podajemy numer konta, na który można wpłacać pieniądze: Fundacja Alivia, ul. Zaruby 9, lok. 131, 02-796 Warszawa. Konto: 24 2490 0005 0000 4600 5154 7831. Opis przelewu: darowizna na program skarbonka Marek Sztabnicki 110786.
Pan Marek z Trzebiela stara się nie myśleć o przeszłości. Chce postawić grubą krechę i walczyć. Nie tylko o powrót do zdrowia, ale też o realizację marzeń. Do wyremontowania jest dom jego mamy w Białym Borze. Kobieta ma 73 lata. Bez łazienki, toalety z cieknącym dachem, nie jest jej łatwo. Marzeniem całej rodziny jest remont domu i sprzedaż mieszkania w Trzebielu. Pan Marek prócz sportu fascynuje się także lotnictwem. Gdyby mógł tak na chwilkę oderwać się od ziemi, spojrzeć na dół, na świat z innej perspektywy… to byłoby coś! Na razie to marzenie. Trzymamy kciuki, bo jak mawiał polski poeta Stanisław Jerzy Lec: „Kiedy spełniają się nasze najśmielsze marzenia, to czas na te już bardziej nieśmiałe”.

TUTAJ MOŻESZ WESPRZEĆ PANA MARKA

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytow.naszemiasto.pl Nasze Miasto