Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Edyta i Michał Górowie wyrzuceni na bruk z jednej z puckich kamienic. Dyskryminacja, zatarg czy po prostu biznes? | ZDJĘCIA

Róża Perszon
Róża Perszon
Dwie młode rodziny, które wynajmowały mieszkania w kamienicy, zostały wyrzucone na bruk. Gospodarze wystawili ich meble, a lokatorów odesłali z kwitkiem. - Ludzie sądzą, że nie mamy serca, ale nie znają prawdy - mówią gospodarze.

Edyta i Michał Górowie z Pucka lokum na Starym Rynku wynajmowali lata. Najpierw kawalerkę, a gdy urodziło się drugie dziecko - poprosili gospodarzy o większy metraż. Dostali. Później zaczęły się kłopoty.

- Nasza wcześniejsza współpraca z gospodarzami i sąsiadami układała się dobrze - wspomina Edyta Góra. - Wszystko zmieniło się, gdy mąż, zdaniem właścicieli, zaczął im przeszkadzać. Mimo tego pewnego dnia otrzymaliśmy wypowiedzenie najmu, nie do końca znając przyczynę.

Górowie przecierali oczy ze zdumienia. Jaki mógł być powód nagłego końca umowy?
Zdaniem właścicieli było ich wiele. - Mieliśmy dość aroganckiego zachowania pana Góry, który naprzykrzał się zarówno nam i mieszkańcom - komentują właściciele (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). - Bywał pomocny, ale zdarzało się i tak, że nie wykonywał powierzonych mu zadań.

Edyta Góra nie podtrzymuje zarzutów gospodarzy - jak tłumaczy, mąż robił m.in. drobne prace naprawcze. - Zawsze był pomocny, zarówno dla gospodarzy jak i sąsiadów - mówi żona. - Podejmował się prostych napraw w kamienicy.

ZOBACZ TEŻ:

Poróżnione strony stanęły przed rozwiązaniem umowy. Właściciele kamienicy dali wypowiedzenie i 2 tygodnie na ostateczną wyprowadzkę. Dużo czasu to, czy mało?

- Takie są warunki naszej umowy, którą najemcy podpisali na samym początku - tłumaczą. - Zgodnie z nią mają się wyprowadzić z ostatnim dniem miesiąca, w którym otrzymają od nas pismo.

Górowie poszli po pomoc do prawnika, by zyskać kolejne tygodnie na pozostanie pod dachem i znalezienie nowego miejsca. Efektem było pismo, w którym napisali m.in. że mają mocno chorą córkę. Dalej wersje lokatorów i gospodarzy się rozmijają. Ci pierwsi twierdzą, że o kondycji ich dziecka „wiedzieli wszyscy”. Ci drudzy, że poważne problemy zdrowotne - m.in padaczka i opóźniony rozwój - zostały ujawnione dopiero w ich piśmie.

- Nie wnikamy tak głęboko w życie najemców - komentują właściciele. - Na pierwszy rzut oka dziecko nie wyglądało na osobę niepełnosprawną.

Gdy umowa wygasła, a Górowie nie opuścili mieszkania, gospodarze wynieśli ich meble na klatkę schodową.

- Byliśmy na weselu, gdy zadzwonił do nas teść: wtargnęli nam do mieszkania, wyrzucając rzeczy - komentuje zrozpaczona kobieta. - Zostaliśmy potraktowani gorzej niż psy. Wezwaliśmy na pomoc policję.

Funkcjonariusze rozłożyli ręce. - Otrzymaliśmy zgłoszenie o nieporozumieniu przy wynajmowaniu mieszkania - mówi sierż. Ewa Bresińska, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Pucku. - Pouczyliśmy zainteresowanych o ich prawach i obowiązkach, jednak nie do nas należała ocena umowy i konsekwencji z nią związanych.

Dlaczego Górowie musieli opuścić lokum? Przez nie-pełnosprawność ich dziecka? - jak utrzymują. Czy przez problemy stwarzane przez głowę rodziny, jak twierdzą właściciele? Kondycja dziecka odegrała tu pewną rolę, choć nie największą - usłyszeliśmy od gospodarzy.

- Pan Góra nie był przykładem wzorowego lokatora, delikatnie mówiąc - mówią. - Niepotrzebnie też ukrywano przed nami chorobę córki, dla potrzeb której trzeba byłoby dostosować budynek.

Koniec końców Górowie opuścili cztery ściany na Starym Rynku. Szybka przeprowadzka do nowego, niewykończonego, mieszkania wiązała się z kosztami, które poniosła zdesperowana rodzina.

- Dobrze, że odłożyliśmy trochę pieniędzy na urodziny córki - mówią Górowie.

Edyta Góra zwróciła się o pomoc do Hanny Pruchniewskiej. Burmistrz, zbulwersowana sytuacją, niewiele jednak mogła zdziałać. Zainteresowała więc konfliktem parlamentarzystów i pomogła napisać pani Edycie pismo do biura poselskiego i senatorskiego.

- Myślę, że doszło tutaj to dyskryminacji ze względu na niepełnosprawność córki państwa Górów - komentuje burmistrz.

Najszybciej zareagował polityk Platformy Obywatelskiej. Zszokowany Kazimierz Plocke poprosił gospodarzy o niezwłoczne wyjaśnienie niezręcznej sytuacji. Właściciele kamienicy nie mogli uwierzyć oczom, gdy ze skrzynki wyciągali parlamentarną korespondencję.

- To zabolało - komentują. - Po lekturze okazało się, że w oczach innych ludzi jesteśmy tymi, którzy znęcali się nad biedną rodziną. Tak w rzeczywistości nie było, co odpisaliśmy posłowi, tłumacząc wszystkie okoliczności sprawy.

Wypadek w Pucku:

wideo: Echo Ziemi Puckiej
Rodzina Górów z Pucka pogodziła się z losem i starała się wieść życie w innym miejscu. Tak było do momentu, w którym pucczanie dowiedzieli się o kolejnym przypadku - jak twierdzą - niestosownego zachowania właścicieli kamienicy. Tym razem sprawa dotyczyła Tomasza Szczodrowskiego, który w feralnej kamienicy mieszkał z partnerką i małym dzieckiem. On również swoje meble musiał zbierać z klatki schodowej.

- Chciałem się wyprowadzić przed końcem umowy, o czym właścicieli poinformowałem SMS-em - komentuje mężczyzna. - Nie chcieli lub nie mogli przyjąć tego do wiadomości i zaczęło się robić nieprzyjemnie. Nachodzili mnie w pracy i żądali pieniędzy.

Według posiadaczy kamienicy sprawa wynajmu wyglądała inaczej: - Nie otrzymaliśmy żadnej wiadomości o rzekomej wyprowadzce. To my szukaliśmy kontaktu, ale lokator nas unikał. Dla nas to kłopot, bo nie wiedzieliśmy czy wróci, więc nie mogliśmy też zarabiać wynajmując mieszkanie innym.


Komu wolno wejść?

Wtargnięciem gospodarzy i wyniesieniem mebli zajęli się policjanci. Było naruszenie miru domowego? - Z powodu braku znamion czynu zabronionego sprawa została umorzona - komentują w policji.

Górowie próbowali dociekać dlaczego gospodarze w tak bezpardonowy sposób weszli do mieszkania swoich lokatorów. - Sprawa jest prosta bo wszystko reguluje umowa najmu - wyjaśnia właściciel kamienicy. - Ta się skończyła, więc w tym momencie lokatorzy nie byli już naszymi klientami. A my po prostu opróżniliśmy swoje pomieszczenie.

Tę wersję potwierdzają mundurowi, którzy zalecają uważne czytanie umów i dopytywanie o wszelkie szczegóły. Niewykluczone, że o sprawie jeszcze usłyszymy bo Edyta i Michał Góra pożalili się sądowi. - Nasze dzieci do tej pory nie mogą się pozbierać po tamtych wydarzeniach - komentują. - Chcieliśmy oszczędzić podobnych doświadczeń innym, nieświadomym osobom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na puck.naszemiasto.pl Nasze Miasto