Z Magdaleną Iwańską, ratownikiem WOPR na gdańskich Stogach, rozmawia Agata Cymanowska
- Jak to się stało, że zostałaś ratownikiem?
- Tata był ratownikiem, brat pracuje jako ratownik i... mój szef, więc ja też zrobiłam kurs. Już jako mała dziewczynka przyjeżdżałam na Stogi do brata i bardzo mi się to spodobało.
- Pamiętasz swoją pierwszą akcję?
- Miałam wtedy szesnaście lat. Wywieszona była czerwona flaga. Około trzystu metrów od kąpieliska, na plaży niestrzeżonej topiły się trzy dziewczynki. Dwie szybko wyciągnęliśmy na brzeg. Trzeciej szukaliśmy pod wodą prawie pół godziny. Potem reanimowaliśmy przez kolejnych czterdzieści minut. Niestety, nie udało się jej uratować. Miała osiem lat.
- To przykre wspomnienie...
- Przykre jest to, że ludzie nie zdają sobie sprawy, że woda to nie zabawka. Pamiętam, że sama lubiłam skakać przez wysoką falę, nie zdając sobie sprawy, że może mnie wciągnąć. Szczególnie na Stogach i w Sobieszewie często występują niebezpieczne prądy wsteczne. Ośmiolatka, która utopiła się cztery lata temu, kąpała się w wodzie sięgającej jedynie do pasa.
- A przyjemne wrażenia?
- Całe mnóstwo. Nie wyobrażam sobie życia bez tej pracy. To bardzo przyjemne zajęcie, choć czasem też niewdzięczne, bo plażowicze nie zawsze chcą nas słuchać. Daje jednak wiele satysfakcji, zwłaszcza jak uratuje się komuś życie.
Magdalena Iwańska
ratownik WOPR w Gdańsku Stogach, bosman
20 lat
mieszka w Gdańsku
pracuje jako ratownik na basenie MOSiR w Gdańsku Chełmie
echodnia Ksiądz Łukasz Zygmunt o Triduum Paschalnym
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?