Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polak choruje na L-4

Dorota Abramowicz
Choroba, zwana L-4, toczy polskie społeczeństwo. Chorują bogaci i biedni. Znani i nieznani. Prezesi dużych firm na wypowiedzeniu i spawacze, zagrożeni redukcją etatów. Sprzątaczki w ciąży i dziennikarki. Choroba to dziwna, wcale nie wstydliwa, pozwalająca na aktywność poza miejscem pracy.

Media donoszą o bulwersujących przypadkach. Odwołany na początku tego roku prezes Polskiego Radia Krzysztof Czabański dostarczał kolejne zwolnienia lekarskie, równocześnie uczestnicząc w pracach rady nadzorczej TVP. Prasa pisała o byłym dyrektorze Orlenu, który po otrzymaniu propozycji złożenia dymisji , przedstawił zwolnienie lekarskie i wyjechał na zaplanowany urlop w Górach Skalistych. Przebywający od 270 dni na zwolnieniu lekarskim kuzyn prezydenta, Jan Maria Tomaszewski (zrobiło się o nim głośno, gdy wyszło na jaw, że pracuje jednocześnie na trzech etatach, m.in. w TVP), nie miał w ubiegłym tygodniu czasu na rozmowę z dziennikarzami, bo... wybierał się na urlop do Austrii.

Wśród 21 wytypowanych do zwolnienia pracowników gdańskiego ośrodka telewizji rozchorował się co drugi. Poprzednia szefowa ośrodka, której groziło odwołanie, pół roku przebywała na zwolnieniu. Kiedy policjanci zaczęli masowo chorować, szef pomorskich związków zawodowych Józef Partyka powiedział najzupełniej oficjalnie - zmusza ich do tego brak środków do życia. A tak - wezmą zwolnienie, dostaną 100 proc. chorobowego, dorobią sobie po godzinach.
Nie krępują się też uczestnicy internetowych forów. Karina85 pisze oburzona: "Dziś byłam po zwolnienie do lekarza rodzinnego i z wielkim zdziwieniem usłyszałam, że nie da, bo się boi. Tak się zdenerwowałam, że masakra. Teraz muszę iść gdzieś prywatnie. Ile dajecie za zwolnienie jednotygodniowe, a ile za dwutygodniowe?".
Sylwia FM odpowiada: "Mój chłopak jest teraz na zwolnieniu lekarskim i za tydzień dał 50 złotych. Za dwa tygodnie - 90 złotych".

Premier liczy pieniądze i wysyła kontrole

W 2007 r. zwolnienia lekarskie kosztowały rocznie ZUS ok. 4 mld złotych. Niewiele mniej, bo 3,5 miliarda zł zapłacili pracodawcy, zobowiązani do finansowania pierwszych 33 dni "chorobowego" pracownika. W tym roku było jeszcze gorzej - od stycznia do maja ZUS wypłacił ponad 2,6 mld zł zasiłków chorobowych. Niektórzy zaczęli łączyć to zjawisko z kryzysem i rosnącym bezrobociem.

Podczas wakacji sytuacja na rynku L-4 zaniepokoiła premiera Tuska, który zlecił nadzwyczajną kontrolę lekarzy i chorych. Są już efekty - w sierpniu na Pomorzu ZUS odzyskał 60 tysięcy złotych niesłusznie wypłaconych zasiłków chorobowych.

- Z reguły powtarza się ten sam scenariusz - mówi Ewa Pancer, rzeczniczka gdańskiego ZUS. - Przychodzi komisja do domu chorego, a on zamiast leżeć w łóżku jest na wczasach, za granicą lub u teściowej. Bywa też, że bierze zwolnienie, by zatrudnić się u drugiego pracodawcy. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że wskazanie "może chodzić" na druku zwolnienia nie oznacza, iż dana osoba ma prawo podróżować, gdzie jej się żywnie podoba. Może oczywiście - jeśli nikt jej nie pomaga - wyjść do apteki, skorzystać z rehabilitacji, zabiegów, zastrzyków, ale już malowanie mieszkania, spędzanie zwolnienia na działce lub wyjazd na urlop nie wchodzą w rachubę!

Kontrole krótszych zwolnień wykonywano na zlecenia pracodawców. Dłuższych - z inicjatywy ZUS. Od początku roku w naszym województwie zakwestionowano 10-11 proc. zwolnień lekarskich. Oznacza to, że co najmniej jeden na dziesięciu skontrolowanych (a kontrole są przecież wyrywkowe) chorych był zdrowy. Dwóm lekarzom odebrano prawo do wystawiania zwolnień.

Czyżbyśmy więc mieli do czynienia z przestępczym procederem masowo uprawianym przez społeczeństwo przy współudziale lekarzy?
- Bzdura - mówi internista z jednej z trójmiejskich przychodni. - Niewiele się od lat zmieniło. Ludzie są generalnie schorowani. Większość moich pacjentów - mimo złego stanu zdrowia - wręcz odmawia przyjęcia zwolnienia, obawiając się redukcji na rynku pracy. Pozostaje niewielka grupa tych, dla których do tej pory lekceważona choroba staje się wybawieniem. A zwiększone wydatki ZUS to skutek przejęcia przez ubezpieczyciela od lutego br. opłat zasiłków dla pracowników po pięćdziesiątce już od 15 dnia choroby. Starsi więcej chorują, więc i kosztują więcej.

Inny lekarz dodaje: - ZUS wygłupia się z tą szczegółową kontrolą. A już szczególnie widać to ze sprawdzaniu zasadności rent. Ostatnio kolega chirurg zdenerwował się, gdy po raz trzeci wezwano na komisję jego pacjenta z oderwaną nogą. Napisał dosadnie do ZUS: "przecież mu, k..., nie odrośnie!". Dopiero wtedy pomogło.


Spawacz dorabia w Goeteborgu

Maciej Dobrzyniecki, kanclerz Loży Gdańskiej Business Centre Club, twierdzi jednak, że pracodawcy narzekają na "brak zrozumienia wśród lekarzy".
- W ostatnich miesiącach liczba zwolnień lekarskich wzrosła - przyznaje Jan Klapkowski, dyrektor Gdańskiego Związku Pracodawców. - Próbujemy się bronić, ale tak naprawdę mamy związane ręce. Prawo przecież nie pozwala pracodawcy kontrolować, czy osoba podająca się za chorą naprawdę choruje. Nawet jeśli spotykamy ją na spacerze lub plaży. Może to zrobić tylko ZUS. Przed kilkoma laty związek pracodawców zaproponował w komisji trójstronnej, by wypłacanie zasiłków chorobowych już od pierwszego dnia zwolnienia przejął na siebie Zakład Ubezpieczeń Społecznych. I wie pani, kto się sprzeciwił? Związki zawodowe! A pracodawcy i tak do każdej złotówki, wypłaconej pracownikowi, dokładają 1,20 zł na te wszystkie świadczenia.

- Z kimkolwiek nie rozmawiam, każdy ma problem - ciężko wzdycha właściciel średniej firmy budowlanej. Właściciel ("bez nazwisk, i tak miałem kłopoty") barwnie opowiada o byłym pracowniku, który najpierw go oszukał, potem uciekł przed wypowiedzeniem na wielomiesięczne zwolnienie ("sam wypłaciłem mu ponad 5 tysięcy, resztę ZUS z naszych podatków") , a na końcu jeszcze ciągał właściciela po sądach pracy.

Inny gdyński biznesmen, też anonimowo, wspomina pewnego spawacza, którego dopadły plagi zdrowotne.
- Żona przynosiła do firmy kolejne zwolnienia - opowiada biznesmen. - Najpierw wystawione przez lekarzy z Trójmiasta, a potem z miejscowości coraz bardziej odległych od Gdańska i Gdyni. Trwało to cztery miesiące. W tym czasie dotarła do mnie pewna wiadomość, że ów spawacz dorabia sobie w stoczni w Goeteborgu. Przedstawiłem sprawę na posiedzeniu zarządu, poradziliśmy się kancelarii prawnej. No i prawnicy przekonali mnie, że nie warto nic robić. Najpierw trzeba byłoby udowodnić, że spawacz jest za granicą. Straż Graniczna od dawna już nie prowadzi ewidencji wyjeżdżających obywateli, a nam nie opłacało się wysyłać specjalnie ludzi, by śledzili naszego pracownika. W końcu udało się nam go dopaść i zwolnić z pracy.

Pani Alicja, kierowniczka w jednym z gdańskich biur, opowiada o dwóch pracownicach spodziewających się dzieci.
- Ledwo zaszły w ciążę, już przyniosły zwolnienia - narzeka. - Pierwsza, ponoć w zagrożonej ciąży, wyjechała do domku teściowej w Bory Tucholskie. Dodzwonić się tam nie można, bo nie ma zasięgu. To jak ona wezwie pomoc? Druga, też "zagrożona" jest jeszcze lepsza - w środku lata wyruszyła z mężem na wycieczkę do Grecji. Upały jej nie szkodzą, a praca w klimatyzowanym pomieszczeniu - i owszem.

Ile chcesz dziecko zwolnienia?

Pracodawców niewiele już w kwestii L-4 może zdziwić. Bulwersujący przykład podaje dyrektor Jan Klapkowski. Pan, zatrudniony w firmie X, przyniósł szefowi zwolnienie lekarskie, a następnie - na tymże zwolnieniu - podjął pracę w firmie Y. Cały czas chorując w X, zażądał niebawem, by pracodawca w Y udzielił mu urlopu wypoczynkowego. Kiedy Y odmówiło pracownikowi urlopu, poskarżył się na pracodawcę do Państwowej Inspekcji Pracy.

Wyjątkowo "chorobotwórczo" działa na wielu groźba wypowiedzenia. Piotr Ostrowski, dyrektor gdańskiego ośrodka TVP, który otrzymał z Warszawy listę 21 pracowników wytypowanych do zwolnień grupowych, zdołał przez ostatnie dwa tygodnie wręczyć zaledwie siedem wypowiedzeń.

- Dziesięć osób dostarczyło zwolnienia lekarskie, w tym trzy wystawione przez psychiatrów i jedno przez specjalistę chorób dziecięcych - wylicza. - Nie wiem, czy coś z tym zrobię. Sparzyłem się, prosząc ZUS o sprawdzenie zasadności długotrwałego zwolnienia kierowcy. Usłyszałem, że nic mi do tego. Kadry w Warszawie sprawdzały też półroczne zwolnienie lekarskie zawieszonej obecnie dyrektor Joanny Strzemiecznej-Rozen, która kierowała przede mną ośrodkiem. Nie znaleziono podstaw do zakwestionowania zaświadczenia lekarza i pani dyrektor będzie otrzymywać pensję do zakończenia kontraktu.

Według Ostrowskiego zdobycie przez pracownika telewizji L-4 to żaden problem.
- W telewizji jest lekarz - mówi. - Zaostrzyła mi się alergia, poszedłem do pani doktor po receptę na zyrtec. Podniosła głowę, spytała: "Co ci, dziecko jest?". A potem bez badania zadała następne pytanie: "Ile chcesz zwolnienia?".

Oburzenie pracodawców nie przekłada się jednak na powszechne potępienie zjawiska "ucieczki w zwolnienie". Niektórzy wręcz twierdzą, że to spadek po państwie realnego socjalizmu, gdy szary obywatel musiał jakoś bronić się przed władzą, a lekarze nieraz ratowali opozycjonistów, wystawiając im zaświadczenia o rzekomej chorobie.

- Społeczne przyzwolenie nie jest pozostałością po komunie - twierdzi prof. Hanna Brycz, psycholog społeczny. - To sposób na życie, którego nie traktuje się w kategoriach moralnych, ale w kategoriach sprawności. Jeśli ktoś bierze zwolnienie lekarskie, widocznie nie jest sprawny. Musi to zrobić z różnych względów, których i ja kiedyś mogę doświadczyć. Nie identyfikujemy się z pracodawcą, bo nie należymy do tej grupy. A jeśli już kogoś potępiamy, to tych, którzy też nie są z naszej grupy. Chociażby prezesów firm, którzy przedstawiają zaświadczenia od lekarza, pobierają wysokie pensje i wyjeżdżają na urlopy.

Lekarz nie jest Panem Bogiem

Gdzieś w tle za co dziesiątym pracownikiem z zakwestionowanym zwolnieniem stoi lekarz. Ten, który uznał, że spawacz pracujący w Goeteborgu był zbyt chory, by pracować w trójmiejskiej stoczni. Ten, który potwierdził ciążowe dolegliwości urzędniczki, wypoczywającej w Grecji. Ten, który znalazł chorobę u kolejnego policjanta, dorabiającego po godzinach. Rzecznik odpowiedzialności zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej, prof. Grażyna Świątecka, mówi, że ostatnio nie wpłynęły żadne skargi na lekarzy nadużywających druków L-4.

- Nie można spodziewać się skarg od pacjentów - przyznaje prof. Świątecka. - Oni raczej mieliby zastrzeżenia, jeśli lekarz zwolnień nie chce wystawić. Teraz, gdy mamy do czynienia z "chorobową nagonką" na lekarzy, środowisko stara się bardzo ostrożnie podchodzić do kwestii zwolnień. Problemów jednak nie unikniemy. Po pierwsze - ludzie są schorowani i każdy ma w "zanadrzu" jakąś chorobę. Po drugie - mamy do czynienia z coraz bardziej światłym społeczeństwem. W internecie można znaleźć dokładne objawy wielu schorzeń. Pracujący po 10-12 godzin lekarz, zwłaszcza podstawowej opieki zdrowotnej, może nie rozpoznać symulanta. Zwłaszcza że nikt nie zapłaci za drogie badania dodatkowe wszystkiego, łącznie z płynem mózgowo-rdzeniowym, wykluczające lub potwierdzające chorobę. A po trzecie - o wiele bezpieczniej jest leczyć zdrowego, niż odesłać naprawdę chorego człowieka. Przed wieloma laty miałam taki przypadek, o którym do dziś nie mogę zapomnieć. Badałam pacjenta w poradni, nie znalazłam podstaw do niepokoju. Trzy dni później rozpoznałam mojego pacjenta w szpitalu. Trafił tam z zawałem.
- Lekarz nie jest Panem Bogiem - rozkłada ręce dr Krzysztof Wójcikiewicz, przewodniczący Okręgowej Izby Lekarskiej. - Można go wprowadzić w błąd.
O sposobach wprowadzania w błąd, już anonimowo, opowiada inny trójmiejski lekarz.

- Trafia do mnie pacjent, który skarży się na wymioty i biegunkę - mówi. - To co, mam mu w majtki zaglądać? Daję kilka dni zwolnienia, wypisuję leki, zalecam
dietę, wołam następnego.

- Nie zapominajmy, że medycyna to też profilaktyka - tłumaczy inny doktor. - Stres, przygnębienie bardzo często mogą doprowadzić do choroby somatycznej. Wolę dać takiemu choremu kilka dni zwolnienia, by doszedł do siebie, niż potem leczyć go na wiele innych chorób i wprowadzać w rentę.
A co się stanie z lekarzem, jeśli takiego pacjenta komisja z ZUS zdybie na działce?

Doktor wzrusza ramionami. - Nic się nie stanie - tłumaczy cierpliwie. - To już jest problem pacjenta. A kontrola ZUS? Wszystko zależy od dokumentacji, którą zawsze należy prowadzić bardzo starannie, tak by nikt się nie mógł do niej przyczepić. Szczególnie wtedy, gdy zwolnienie jest lewe.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Polak choruje na L-4 - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto