Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dobro sobie bez nas poradzi. Zło tym bardziej. Rozmowa z Wojciechem Tochmanem

Redakcja
Wojciech Tochman
Wojciech Tochman fot. archiwum
Wojciech Tochman - reporter, pisarz. Autor ośmiu książek, w tym m.in. „Jakbyś kamień jadła” „Bóg zapłać” i „Dzisiaj narysujemy śmierć”. Tłumaczony na kilkanaście języków. Współzałożyciel, razem z Mariuszem Szczygłem, Instytutu Reportażu, gdzie angażuje się w działalność Polskiej Szkoły Reportażu, kultowej w Warszawie kluboksięgarni „Wrzenie świata” oraz wydawnictwa Dowody na istnienie.

- Pracował Pan z Grzegorzem Wełnickim nad Eli, Eli. W styczniu wyjeżdżacie razem do stolicy Kambodży. Jest już jakiś plan na to, jak będzie wyglądała książka?
- Na filipińskich slumsach spędziliśmy razem wiele miesięcy. Znamy swoje słabe i mocne strony. Wiemy, że wspólna praca nas mobilizuje, otwiera nam szerzej oczy i głowy. Więc znowu postanowiliśmy wyjechać do Azji razem. Ale nie ma na razie pomysłu na wspólna książkę. Każdy robi swoje.

- Jak odbywa się szukanie bohaterów?

- Przed wyjazdem sporo czytam, aby sprecyzować sobie sprawy, tematy, które mnie interesują. Na miejscu mam zorganizowaną „osobę pierwszego kontaktu”, kogoś, kto mówi po angielsku, jest bystry i zorientowany w swoim środowisku. On będzie, przynajmniej na początku, moim tłumaczem i przewodnikiem. Wyjaśni mi wiele rzeczy. Często to ktoś z lokalnej organizacji pozarządowej zajmującej się problemami, o których akurat ja chciałbym pisać. Korzystam z jego wiedzy, doświadczenia i orientacji w terenie.

- Czy istnieje coś takiego jak wesoły reportaż?
- Nawet jeśli taki reportaż powstał, nie został w mojej pamięci. Może był i dobry, ale pewnie zupełnie nieważny, ulotny. Myślę, że reporterzy piszą, gdy dzieje się gdzieś coś niepokojącego albo złego. Reporterzy dokumentują krzywdę, cierpienie, niesprawiedliwość. Dobro reporterskiej obserwacji nie wymaga. Dobro sobie bez nas poradzi. A zło poradzi sobie tym bardziej. Reporterów na świecie nie ma znów aż tak wielu. I nie wystarcza nam czasu na dobro, bo tyle zła, ludzkiego bólu, pogardy i upokorzenia jest do opisania.

- Mało jest reporterów, ale również z Pana inicjatywy szkoli się tych nowych. Chodzi o Polską Szkołę Reportażu. Ale czy to miejsce dla osób najzdolniejszych w Polsce w tej dziedzinie? Jest to szkoła elitarna również ze względu na wymagania finansowe, jakie się w niej stawia.
- Aby dostać się do naszej szkoły trzeba przejść kwalifikację merytoryczną. Miejsca nie można sobie po prostu kupić. Szkoły, prowadzonej przez prywatną fundację czyli Instytut Reportażu, nikt nie dotuje. Gwarantujemy uczestnikom najwyższy poziom, ciekawe zajęcia, praktyczne warsztaty i wspaniałą przygodę. Zatrudniamy najlepszych. To ponad 220 godzin zajęć plus indywidualna praca z tzw. tutorem. To wszystko kosztuje. Niektórzy kandydaci załatwiają sobie jakieś stypendia, które pozwalają im sfinansować naukę u nas. Zdarzały się dofinansowania np. z urzędu miasta.

- W ramach projektu Migracje napisał Pan z Katarzyną Boni, absolwentką Polskiej Szkoły Reportażu, książkę Kontener. Jak przebiegała ta współpraca?
- Pracowaliśmy tak samo intensywnie. Dokumentowaliśmy książkę w grudniu, w Jordanii, szaro, buro, zimno, śnieg. I ci umęczeni, upokorzeni Syryjczycy w wielkim obozie dla uchodźców. Ciężka robota. Ale zgodna, bez napięć. Najlepszy dowód, że chcemy z Katarzyną pracować nad kolejnym wspólnym pomysłem.

- Jak to jest wrócić z Jordanii do Polski? Odchorowuje się swoje reportaże?
- Praca z ludźmi, którzy cierpią, których wojna wygnała z domu, z rodzinami, które musiały patrzeć na śmierć bliskich- siłą rzeczy nas, autorów, musi zmieniać. Gdyby nie zmieniała - nie powinniśmy uprawiać tego zawodu. Każdy z nas ma jakiś własny system obronny i jakoś nie dajemy się złamać tym sprawom, o których piszemy. Reporter musi mieć bardzo mocną konstrukcję psychiczną a jednocześnie mieć musi być słaby i trochę nadwrażliwy. Jeśli będzie tylko mocny - nie zrozumie słabego. A jeśli będzie tylko miękki - nie udźwignie tego, o czym ma pisać. Reporter jest chyba chodzącą sprzecznością psychologiczną. Im większy w nim toczy się konflikt słabości z siłą, tym chyba lepiej.

- Na studiach dziennikarskich, wykładowcy często powtarzają, że praca dziennikarza, a w szczególności reporterów to praca samotników.
- Począwszy od wyboru tematu, bo temat zadany przez kogoś nie będzie nigdy do końca moim tematem. Sądzę, że najlepiej realizować swoje pomysły, na swoje znaki zapytania odpowiadać, ze swoimi lękami i obsesjami się zmagać. To daje nadzieję na porządną literaturę, bo sprawa, którą opisujemy nas obchodzi. Przy wyborze tematu reporter jest sam. I kiedy rusza w drogę także. Zmagasz się z trudnymi ludzkimi sprawami, ale nie piszesz maili do domu, nie dzwonisz, nie obarczasz bliskich tym ciężarem. Dramatami jakichś obcych ludzi. Bo po co? Wszystko muszę dźwigać sam. Te opowieści zgwałconych kobiet w Rwandzie i tę nędzę filipińskich rodzin. I potem człowiek jest sam, kiedy to co przywiózł z podróży dojrzewa w nim, kotłuje się w głowie. Potem pisanie. Nikt nam w pisaniu nie pomaga. I wreszcie jest książka, są czytelnicy. I dalej reporter jest sam, bo często dostaje po głowie za to, co napisał. A czytelnicy, jeśli książka dotknęła jakichś ich najczulszych punktów, potrafią być niesprawiedliwi, a nawet agresywni na przykład w tym, co piszą w internecie. Nikt reportera przed tym nie chroni.

- Czy jest Pan w stanie wymienić największe minusy bycia reporterem?
- Minusy? Obcuje się z ludzkim dramatem, z ludzką bezradnością. To nic przyjemnego. Ale te nieprzyjemności są równoważone przez silne poczucie, że robię się równocześnie coś ważnego. Nie powiemy, że minusem pracy lekarza onkologa jest straszny rak, który nie daje nadziei. Rak po prostu istnieje, a praca onkologów ma wielki sens. I ja tak wolę patrzeć na swoją pracę. Wolę dostrzegać plusy. Pewną niewygodą w moim zawodzie jest oczywiście pisanie. Nie znoszę pisać, a z ludźmi mogę rozmawiać bez końca. Nawet o najtrudniejszym. Z rozmowy bywam zadowolony, czuję, że dla obu stron była ważna, pożyteczna. Z pisania? Jeszcze nie napisałem dobrej książki.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto