Dziewięć filmów, dziewieć gustów. Sprawdź nasz ranking!

Procedury nominacji i wyłaniania dzieł, którym zostają przyznawane Oscary nasuwają pewne formalne wątpliwości. Kto i jak majstruje przy nominowanych tytułach?

Podobno kilka tysięcy szacownych akademików ogląda setki filmów, by wyłowić do Oscara najwartościowsze tytuły sezonu. I oto podobno według tychże tysięcy autorytetów ostatnio film „Zjawa” zasłużył na nominowanie do Oscara. Ale co tam zasłużył! Dostał nominacje aż w 12 kategoriach.

Wyraz aż takiego zachwytu dziełem nie wydaje mi się wiarygodny. „Zjawa” to film, którego narracja roi się od tanio szytych naiwności. Nurtuje zatem kwestia, w której fazie „przesiewu” tysięcy głosów oddanych na „Zjawę”, ostatecznie topnieje do trzech nagród Oscara (tyle statuetek ostatecznie filmowi przyznano). Mało tego. Niemniej ciekawe, jak to możliwe, że równocześnie twórca „Zjawy” (która jako „faworyt” do głównego Oscara przepadła) otrzymuje... Oscara za reżyserię? Przypomnę, że w roku ubiegłym film tego reżysera - Alejandro Inarritu „Birdman” zdobył Oscara w kategorii najlepszego dzieła, a on sam zwyciężył w kategorii najlepszego reżysera. To był wybór, by tak rzec, kompatybilny, do zakwestionowania trudny. Natomiast tym razem mamy do czynienia z opcją niezbyt zrozumiałą.

Nasuwa się myśl mało pocieszająca. Hollywoodzka Fabryka Snów znów goni w piętkę. Znów nie widać filmów pasjonujących intelektualnie, odkrywczych warsztatowo, zwiastujących przetrwanie.

Z kolei zaś w naszym skromnym lokalnym kąciku poszukiwania wartości artystycznych może zaskakiwać sytuacja, jaka pojawia się w związku z tegorocznym triumfatorem w kategorii głównego Oscara - „Spotlight” w reżyserii Toma McCarthy. W opinii uczestników naszej (drukowanej obok) tabeli „Dziewięć filmów, dziewięć gustów”, „Spotlight” co prawda nieznacznie, ale jednak ustępuje filmowi „Pokój” Lenny’ego Abrahamsona.

Czy komentowanie werdyktu Amerykańskiej Akademii Filmowej po rozdaniu nagród Oscara to musztarda po obiedzie? Może. Lecz co z procedurą nominacji?