Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kazik Staszewski: Powróciłem z krainy umarłych

Marcin Mindykowski
Kazik Staszewski zapewnia, że w wieku 46 lat przeżył nowe narodziny
Kazik Staszewski zapewnia, że w wieku 46 lat przeżył nowe narodziny Waldemar Wylegalski
O wychodzeniu z depresji, chęci odnalezienia Boga, o tym, kto przez ostatnie lata blokował twórczy potencjał Kultu i jak kara powinna spotkać złodziei ostatniej płyt zespołu, z Kazikiem Staszewskim rozmawia Marcin Mindykowski

Z katalogu Twoich trzech ulubionych tematów - polityki, religii i miłości - na nowej płycie Kultu pt. "Hurra!" ten pierwszy właściwie się nie pojawia.
Płyta "Hurra!" opowiada o ważniejszych rzeczach niż jakieś przepychanki, które codziennie serwuje nam się w telewizji. Nastąpiła po takim okresie w moim życiu, który pod względem formy psychicznej nie był dla mnie rewelacyjny. Mam za sobą parę lat ogólnego zniechęcenia i słabego nastroju - krótko mówiąc, tego wszystkiego, co wiąże się z depresją. A teraz - jak śpiewam w jednej z piosenek - "powróciłem z krainy umarłych". Te teksty dotyczą istotnego przełomu w moim życiu. Na nowo odzyskałem harmonię - i o tym śpiewam. To w ogóle jedna z moich najbardziej osobistych płyt, więc nie chciałem jej mieszać z brudami współczesnej telewizji.

O swojej nie najlepszej kondycji psychicznej mówiłeś w wywiadach od kilku lat. Co było jej początkiem? Przekroczenie czterdziestki, o której zawsze wyrażałeś się bez entuzjazmu?
Faktycznie, pamiętam, że w wieku 39 lat wyprawiłem ostatnie urodziny i zapowiedziałem, że więcej nie zamierzam tego robić, bo nie ma się już z czego cieszyć. Ale ten nieprzyjemny stan, w którym się znalazłem, zdarzył się dwa-trzy lata po ukończeniu czterdziestki. Cezurą był koniec mojego ostatniego projektu solowego, czyli płyty "Los się musi odmienić" z 2005 roku. Popadłem wtedy w marazm, czas zaczął przeciekać mi przez palce... A przecież nie ma go wcale zbyt wiele.

Jak więc wytłumaczyć fakt, że w tym czasie nagrałeś kilka pobocznych, "pozakultowych" płyt i regularnie koncertowałeś?
Jestem wdzięczny paru kolegom: Piotrkowi Wietesce, Doktorowi Yry czy Andrzejowi Izdebskiemu, którzy proponując mi udział w swoich projektach - takich jak Buldog czy Silny Kazik pod Wezwaniem - pozwolili mi działać mimo tych stanów depresyjnych. Sam nie potrafiłbym się zmusić do pracy nad czymkolwiek. Dopiero kilkanaście miesięcy temu, przy okazji prób nad najnowszym materiałem Kultu, odżyłem na nowo, dostrzegłem pewne światło w tunelu. Zacząłem znowu odczuwać radość z tworzenia, z pracy. Po prostu znowu zaczęło mi się chcieć.

Polityki na nowej płycie nie ma, ale od religii już nie uciekasz. Jeszcze do niedawna deklarowałeś się jako ateista - coś się zmieniło?
W paru piosenkach płyta "Hurra!" jest wołaniem o nowy porządek, wręcz krzykiem o wiarę. Bo - zupełnie odwrotnie niż śpiewała grupa Raz Dwa Trzy - z wiarą jest jednak dużo łatwiej, lepiej i wygodniej: ma się wtedy konkretne oparcie w trudnych chwilach. Człowiek niewierzący tego oparcia nie ma, zostaje ze swoimi problemami sam na sam. Jestem teraz w sytuacji trochę agnostycznej - sercowo i emocjonalnie bardzo chciałbym uwierzyć na nowo, ale rozum mi na to nadal nie pozwala.

Na płycie zabrakło Krzysztofa "Banana" Banasika. Wielu nie wyobrażało sobie Kultu bez brzmienia jego waltorni. Mimo to w ubiegłym roku rozstaliście się po 20-letniej współpracy. Podobno powodem była kłótnia o to, kto w drodze busem na koncert ma siedzieć przy oknie...
Awantura o siedzenie w busie była tylko kroplą, która przelała czarę goryczy. Sytuacja z Bananem stawała się toksyczna od wielu lat i uniemożliwiała nam jakiekolwiek działanie, bo wszystkich w zespole napędzał głównie wzajemny strach. Koledzy byli schowani w swoich skorupach - byleby tylko ktoś na nich nie podnosił głosu i nie podawał w wątpliwość ich zdolności warsztatowych czy kompozytorskich.

Rozumiem, że tą apodyktyczną osobą był Banan?
Nad ostatnim materiałem zaczęliśmy pracować jeszcze z nim, ale raczej z musu. Nie chciałem, żeby zdominował kolejną płytę. I w momencie, w którym dał powód, żeby go w Kulcie nie było, ja - nie ukrywam - z pełną premedytacją ten powód wykorzystałem. I nagle zespół odzyskał powietrze. Najpierw towarzysko zrobiło się dużo przyjemniej. Potem, już na etapie pracy twórczej, wyparowało ciśnienie, które cały czas nam towarzyszyło.

Dzięki temu w końcu mogłeś się też sprawdzić jako producent płyty Kultu.
Zawsze o tym marzyłem, a gdybyśmy nagrywali nowy materiał z Bananem, na pewno nie byłoby na to jego zgody. Podczas pracy w studiu okazało się, że mimo iż jestem w jego pojęciu kompletnym analfabetą i ignorantem muzycznym, udało mi się to intuicyjnie poprowadzić w takim kierunku, że większość chwali tę płytę. I to mi bardzo schlebia, z tego cieszę się najbardziej. Szczerze mówiąc, nigdy nie zależało mi na opinii słuchaczy tak jak teraz. Jestem tym tak przejęty, bo wiem, że zrobiłem wszystko, na co było mnie stać. Jeśli chodzi o pracę twórczą, artystyczną, to jest właściwie pełnia szczęścia. Szkoda, że stało się to możliwe dopiero po przegrupowaniach personalnych, ale jak widać, były one konieczne.

Na płycie zamieściliście tylko jedne podziękowania - właśnie dla Banana. To furtka do współpracy w przyszłości?
Nie, ja już nie chciałbym grać z nim w zespole. Sytuacja jest zresztą trochę głupia, bo od czasu rozstania w ogóle się nie widzieliśmy, mimo że mieszkamy przecznicę od siebie. A podziękowania dla niego są dlatego, że wniósł do tego zespołu bardzo dużo. Przez wiele lat był jego nieformalnym liderem muzycznym i ciągnął grupę, kiedy pozostali, z różnych powodów, tkwili w marazmie. Wszyscy dorzynają się o te nieprzyjemne chwile, ale więcej było jednak tych dobrych. Nagraliśmy z nim masę świetnych piosenek - i za to mu dziękuję.

Pewnie zadowolenie z wykonanej pracy zmącił Ci jednak fakt, że materiał z "Hurra!" na dwa tygodnie przed oficjalną premierą wyciekł do internetu. Na forum Kultu w dosadnych słowach napiętnowałeś wówczas wszystkich, którzy odważyli się ściągnąć płytę. Fani bronili się jednak, że i tak kupiliby oryginalny album, ale nie mogli już po prostu wytrzymać dłużącego się, czteroletniego oczekiwania na nowy materiał.
Już nie opowiadajmy takich rzeczy, wytrzymaliby. Oczywiście wiadomo, co się dzieje w internecie - że płyty krążą i nie jesteśmy w stanie tego powstrzymać. Najbardziej jednak zabolało mnie to, że w sytuacji, kiedy nastąpiła jawna kradzież materiału, zawiodło

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto