1 czerwca sędzia Urszula Malak i prawnicy reprezentujący obie strony konfliktu przez 2,5 godziny przepytywali uczestników procesu o okoliczności publikacji "Rzeczpospolitej".
Jacek Karnowski ostro o działaniach prokuratury
- Przede wszystkim naruszono moją godność i dobre imię i to trwa do dzisiaj. Dla części mediów, które panowie reprezentują jestem przestępcą, który przyjął łapówkę, chociaż sama prokuratura się z tego wycofała – mówił Karnowski, który zastrzegł, że oskarżenia ciężko zniosła jego rodzina, a wiązały się one również z żądaniami jego rezygnacji ze sprawowanego stanowiska, organizacją referendum dotyczącego jego odwołania oraz słabszym wynikiem w kolejnych wyborach.
Dodatkowo tłumaczył, że 20 tys. zł zapłacić musiał za ekspertyzę, dowodzącą, że nagrana rozmowa została „pocięta” i nie była przedstawiona w całości, a kolejne kilkadziesiąt tysięcy złotych wydał na prawników.
- Tę atmosferę odczuwało się na ulicy. Przy swojej 25-letniej praktyce politycznej miałem do czynienia z wieloma dziennikarzami z różnych opcji, nie zawsze sprzyjających, ale nie spotkałem się z czymś takim – dodał wskazując, że dziennikarze przed pierwszą publikacją nie próbowali nawet się z nim skontaktować i poprosić o komentarz.
- Pan Kubiak był źródłem interwencji, ale od weryfikowania, sprawdzania i opisywania była dwójka pozostałych dziennikarzy. Pan Kubiak był osobą, która dobrze znała gdańskie stosunki, dostarczycielem informacji, ale właściwie do tego sprowadzała się jego rola – zeznał z kolei Paweł Lisicki, ówczesny redaktor naczelny „Rzepy”, który zastrzegł, że udział pozwanego dziennikarza w przygotowywaniu publikacji był „niewielki”.
Pytany przez sąd opowiadał o realiach pracy warszawskiej redakcji dziennika (cyklach wydawniczych, okolicznościach akceptacji lub nie przez redaktora naczelnego pierwszej strony, nakładzie). Lisicki nie potrafił odnieść się do zarzucanego przez pełnomocnika Karnowskiego stwierdzenia o braku publikacji na temat zniszczenia kluczowego w całej sprawie dyktafonu, zastrzegł, że nie miał świadomości „relacji finansowych” łączących Julkego i Kubiaka. - Źródło, kontekst, sens wskazywały, że ta informacja była bardzo prawdopodobna – mówił pytany o to, z czego wynikały tezy artykułów i dodał, że nagranie układało się „w bardzo logiczną całość”.
Piotr Kubiak tłumaczył z kolei, że nie pamięta w pisaniu, których z ponad setki tekstów uczestniczył.
- Bywały takie sytuacje, że to do mnie trafiały informacje, które przetwarzałem, ale tezy artykułów były formułowane zespołowo ze wskazaniem na pozostałą dwójkę dziennikarzy – mówił.
Tłumaczył, że przygotowywał fragmenty tekstów, które wykorzystywali redakcyjni koledzy z Warszawy: relacjonował konferencje prasowe prokuratury, komentarze do sprawy i weryfikował ustalenia.
Sopot zerwał współpracę z Zatoką Sztuki. Oświadczenie prezydenta Karnowskiego
- Tekst przyjmował ostateczną formę w redakcji w Warszawie – zaznaczył. Dodał, że nie uczestniczył w weryfikacji nagrania i uważał za pewnik, że zrobili to jego warszawscy koledzy, również nie on w ramach zespołu „Rzeczpospolitej” miał być odpowiedzialny za kontakt z Karnowskim. Pytanie na temat rzekomej pożyczki 5 tys. zł jaką Kubiak miał otrzymać od innej kluczowej w sprawie osoby – autora głośnego nagrania, biznesmena Sławomira Julkego – zostało uchylone, ponieważ wcześniej padało w toku procesu.
Wyrok w głośnej sprawie zostanie ogłoszony w środę 15 czerwca.
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?