Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marek Krzykowski: Każdy musi wejść na komin

Redakcja
Marek Krzykowski
Marek Krzykowski fot. grzegorz mehring
Jak się rozmawia z ludźmi w Kwidzynie, to nikt sobie nie wyobraża, że IP mogłoby nagle zabraknąć - z Markiem Krzykowskim, prezesem zarządu International Paper Kwidzyn SA, rozmawiają Rafał Cybulski i Łukasz Kłos

Jest Pan wielkim pasjonatem sportu, a w przeszłości sam uprawiał z powodzeniem wiele dyscyplin. A ile sportu jest w biznesie?

Bardzo dużo, wielu prezesów i dyrektorów ma za sobą sportową przeszłość, bo to dwie zbliżone do siebie dziedziny. W obu liczy się zwycięstwo i osiągnięcie celu. Cel jest tu najważniejszy, choć sposób dojścia do niego powinien być optymalny i może być bardzo różny, ale zawsze fair.

A jaki cel widzi Pan teraz dla kwidzyńskiej fabryki International Paper?

Ten zakład powinien utrzymać taką rentowność, jak do tej pory. To jest jeden z najbardziej rentownych zakładów w całej korporacji International Paper i jeden z najbardziej rentownych zakładów w Polsce. Mówimy o zwrocie z kapitału rzędu 25-30 proc., czyli z zainwestowanych w ciągu roku 100 tys. zł mamy 25-30 tys. zł zysku. To trzeba utrzymać, ale nie da się tego zrobić bez inwestowania i modernizacji, bo bez tego, tak jak wiele innych zakładów, w perspektywie 5-10 lat może zostać zamknięty. W korporacjach nie ma sentymentów.

Zwłaszcza w USA wielkie zamknięte fabryki to dość częsty widok...

Zgadza się, tak jest również w naszej korporacji. Gdy zaczynałem pracę na stanowisku dyrektora w 1996 roku, odwiedziłem w USA osiem zakładów, dziś tylko jeden z nich pracuje, siedem zostało zamkniętych. Także ta bezwzględność biznesowa jest ogromna, dlatego najważniejszą umiejętnością jest połączenie celów biznesowych z celami typowo socjalnymi, społecznymi. Przecież jak się rozmawia z ludźmi w Kwidzynie, to nikt sobie nie wyobraża, że IP mogłoby nagle zabraknąć.

Przez kryzys gospodarczy kwidzyńskiej fabryce udało się przejść bez redukcji zatrudnienia, czy to oznacza, że nie dotknął on tej branży w takim stopniu jak innych?

Kryzys był bardzo poważny, ale pomogły nam nasze wcześniejsze działania. Organizacja, która jest sprawna i cały czas pilnuje kosztów, najlepiej radzi sobie w czasie kryzysu. Dlatego my nie wygraliśmy tym, co zrobiliśmy w 2009 roku, tylko tym co udało nam się zrobić w latach 2005-2008. My wiemy, że hossa nie trwa wiecznie i dlatego byliśmy przygotowani na kryzys, dzięki temu nasze zatrudnienie w tym okresie nawet trochę wzrosło.

A jak ten kryzys przetrwała wasza amerykańska centrala? Czy te zamknięte fabryki, o których Pan mówił, to właśnie jego pokłosie?

W czasie kryzysu w USA zamknięto aż pięć fabryk podobnych wielkością do Kwidzyna. Jedna była prawie identyczna, jeśli chodzi o konstrukcję i wyposażenie. Jednak wpływ na to miał nie tylko sam kryzys, ale i zmiana modelu wykorzystania papieru. Z tego powodu wygrywają te fabryki, które są najbardziej elastyczne, tak jak nasza. W Kwidzynie produkujemy cztery różne asortymenty, od papieru gazetowego, przez offsetowy, kserograficzny aż po wysokiej jakości karton. I tak jak 5 lat temu najlepszym produktem był papier offsetowy i kserograficzny, tak teraz jest nim tektura. Rentowność poszczególnych produktów jest różna, ale ich dywersyfikacja powoduje, że możemy wygrywać tym, co na rynku jest aktualnie najatrakcyjniejsze.

Do niedawna mówiło się, że IP jest starzejącym się zakładem, że kadra, również kierownicza, jest bardzo doświadczona, ale ostatnio wiele się w tym względzie zmieniło.

Mamy tu do czynienia z dwoma procesami. Jeden jest naturalny, ludzie po prostu starzeją się i odchodzą na emeryturę. Drugi prowadzimy świadomie, wyławiamy młodych ludzi, którzy mają potencjał i talent do zarządzania, kierowania i nie boją się brać odpowiedzialności na swoje barki. Te dwa procesy przebiegają równolegle, bo newralgiczne stanowiska staramy się obsadzać pracownikami, którzy mają dużą wydolność, szerokie horyzonty i znają język angielski. A co dla nas najważniejsze, w naszym regionie nie mamy żadnych problemów z naborem nowych pracowników, takich jakich potrzebujemy. Właściwy i intensywny proces rozwoju zapewniamy im wewnątrz firmy.

Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów fabryki IP jest ponad 150-metrowy komin, który jest jednym z najwyższych obiektów na Pomorzu, czy był Pan kiedyś na jego szczycie?

Mamy taką niepisaną tradycję, że każdy z dyrektorów musi na niego wejść, inaczej nie zostanie zaakceptowany przez kolegów. Na razie nikt się nie wyłamał, a trzeba pokonać ponad 750 stopni drabinowych, co przy dobrej kondycji zajmuje ok. 40 minut. U góry czeka już ekipa, robione są zdjęcia. Ostatnią, która tego doświadczyła, była Ania Borzeszkowska, nasza dyrektor personalna.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto