18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przestrzeń miejska w Gdańsku. Czy będziemy decydować o tym, jak wygląda miasto? [RELACJA, ZDJĘCIA ]

Jacek Wierciński
Kościół na Łostowicach, zielony skwer we Wrzeszczu i ścieżki rowerowe - to nieczęste przykłady udziału mieszkańców w podejmowaniu decyzji dotyczących przestrzeni miejskiej. Jak to zmienić w Nadbałtyckim Centrum Kultury zastanawiały się władze miasta, eksperci i sami mieszkańcy.

"Miasto projektuje się dla mieszkańców - jak zapewnić im udział w planowaniu" pod tym hasłem w poniedziałek debatowali urzędnicy i mieszkańcy. Recept wypracowano niewiele, choć deklaracje chęci wypracowania rozwiązań są z obydwu stron.

- Cały czas uczymy się partycypacji. Uczy się tego i urząd miejski i organizacje pozarządowe, i sami mieszkańcy - tłumaczyła powód organizacji debaty, Maria Klaman ze współorganizującej spotkanie trójmiejskiej Krytyki Politycznej.

- Jesteśmy jednostką miejską odpowiedzialną za planowanie miasta. To my pytamy mieszkańców o opinię - deklarowała Barbara Pujdak z Biura Rozwoju Gdańska.

- To projekt dotyczący infrastruktury rowerowej, który realizujemy od 2011. Organizowaliśmy kampanię medialną i temat był głośny w mediach, choć nic nas to nie kosztowało. Marta Jaskulska, Biuro Rozwoju Gdańska - Mamy mieszkańców dzielnicy, użytkowników, przedstawicieli rad jednostek pomocniczych. STeR miał nie tylko pomóc zaplanować ścieżki, ale też pokazać ludziom, że planiści to diabły rogate. W partycypacji każdy głos będzie wysłuchany, ale niekoniecznie każdy będzie uwzględniony - podkreśliła. Pokrótce opowiedziała o warsztatach System Tras Rowerowych dla Gdańska (STeR).

Problem z frekwencją

O warsztatach "Plac Waryńskiego - Wymyślmy Razem" opowiedziała ich współautorka, Agnieszka Jurecka, architektka, z Krytyki Politycznej Trójmiasto. Więcej o pomyśle czytaj tutaj.

- Na każde z 3 spotkań przychodziło po ok. 50 osób. Frekwencja wynikała początkowo przede wszystkim z obaw, że "coś nam tu postawią". Na samo głosowanie, gdzie podejmowane były decyzje, przyszło niewiele osób. Nastroje były takie, że mieszkańcy nie byli pewni, że warsztaty do czegokolwiek doprowadzą - tłumaczyła projektantka, podkreślała, że projekt zakończył się umiarkowanym sukcesem - wiele roślin zostało z placu skradzione.

Lepiej przebiegł cykl warsztatów dotyczących tzw. "Podleśnej Polanki" we Wrzeszczu. O projekcie czytaj tutaj.
Efektem była decyzja, że na skwerze należy postawić śmietniki. - To pokazało Radzie Dzielnicy jakie są nastroje społeczne. Pomysły przekroczyły budżet jaki rada wygospodarowała - dodała.

- Nie podobało mi się stwierdzenie pani dyrektor Pujdak, że mieszkańcy się planowaniem nie interesują. Doświadczenia pokazują, że właściwie każda organizacja jest w stanie zmobilizować pewną ilość ludzi - oceniał Marcin Szyszlek ze stowarzyszenia Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej. Przekonywał, że tworzenie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego nie powinno być aktem tworzenia dokumentu, ale wynikiem badań danej okolicy i stworzenia "masterplanów" dla całych dzielnic. Opowiedział też o doświadczeniach "Centrum Reaktywacji" dotyczących planowania Śródmieścia.

Chcą nowych zasad konsultacji społecznych

Miejski radny Dariusz Słodkowski (PO) opowiadał o uchwale dotyczącej konsultacji społecznych w sprawie kontrowersyjnego projektu kościoła na Łostowicach. Więcej na ten temat tutaj.

- One zaczną się w połowie kwietnia i skończą się w połowie maja, więc mam trudniejsze zadanie niż ci moi koledzy i koleżanki, którzy opowiadali o już zakończonych projektach - podkreślił.

- Chcemy nowych zasad konsultacji społecznych, by mieszkańcy mogli domagać się konsultacji społecznych. Nie wiem czy państwo wiecie, ale w tej chwili w Sopocie mieszkańcy nie ma żadnego umocowania prawnego, na podstawie, którego mieszkańcy mogliby domagać się konsultacji - tłumaczył Marcin Gerwin z Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej. Podkreślił, że jest niezadowolony ze sposobu podejmowania decyzji w mieście - np. za pomocą ankiet internetowych. Dodał, że dotąd partycypacja w Sopocie nie była dobrze realizowana. - Pytania były ogólne np. czy mieszkańcy chcą mariny, nie mówiąc nic o kosztach inwestycji - mówił. Przekonywał, że decyzje na temat Placu przy Centrum Haffnera i dworca PKP, gdzie planowane jest utworzenie m.in. centrum handlowego.

- Główny problem to fakt, że u nas konsultacje wynikają z protestu. Mieszkańcy powinni uczestniczyć w obradach komisji rady miasta - tłumaczył Szyszlek.

Barbara Pujdak przekonywała, że w Gdańsku nie trzeba regulacji jakich domaga się Gerwin. - Wystarczy głos od radnych dzielnicy czy mieszkańców, a my organizujemy spotkanie - podkreśliła, podała przykład STeR-u, ale też dyskusji zorganizowanych ostatnio we Wrzeszczu czy w Oliwie.

- Konkretne jasne regulacje są potrzebne - nie zgodziła się z nią Klaman.

- Partycypacja musi polegać na tym, że ludzie poczują ten kamyk w bucie, który ich uwiera - mówiła z kolei Jurecka.

- Mieliśmy taki "case" w Oruni, że przy Żuławskiej mieszkańcy są podzieleni, niektórzy chcą się rozbudowywać domy, inni chcą uprawiać warzywa, a jeszcze inni chcą rozbudować warsztat - relacjonował Słodkowski.

- W ostatniej chwili z projektu ustawy usunięty został zapis o tym, że w skład komisji rady miasta powinno wchodzić co najmniej w połowie nie z radnych a ekspertów - przekonywał Wojciech Konopacki, jeden z mieszkańców. - Nie może być tak, że prezydent decyduje, on powinien być tylko wykonawcą woli rady miasta.

- Każda zmiana społeczna bierze się z protestu i niezgody - tłumaczyła Marta Jaskulska. - Mamy takie przepisy jakie mamy. Wolałabym by bardziej skoncentrować się na tym co możemy zrobić, niż rozmawiać o czymś na co nie mamy wpływu - podkreśliła.

Oczekiwania mieszkańców są coraz większe

- Mieszkałem w kilku miastach w Polsce i nigdzie, nigdy nie spotkałem się z internetowym interfejsem, który pozwalałby mi być informowanym o tym co i gdzie się w mieście planuje. Chciałbym też na przykład móc głosować po podaniu np. swojego numeru pesel nad budżetem obywatelskim - mówił jeden z mieszkańców.

- My mieszkańcy jesteśmy zawsze na pozycji słabszej. Konieczne są jasne zasady, po to by i mieszkańcy wiedzieli co mogą, ale też po to by urzędnicy znali obowiązujące zasady - mówiła Lidia Makowska, przewodnicząca Rady Dzielnicy Górny Wrzeszcz.

- My opieramy się nie tylko na prawnie zapisanym obowiązku konsultacji społecznych - podkreślała Pujdak. - Partycypacja to proces, ale on postępuje. Na każde spotkanie nasi planiści idą i opowiadają o szczegółach projektów, do bólu, tak długo jak długo trzeba. Oczywiście można się bawić i cała para może pójść w gwizdek. Z całym szacunkiem dla pracy radnych, ale ich uchwały są mniej ważne od obowiązujących ustaw - dodała.

- Ustawa wymaga dyskusji publicznej, ale nie precyzuje jak ma ona wyglądać i to właśnie jej kształt chcielibyśmy sformułować konkretne zasady - odpowiedział jej Gerwin.

- Do wymaganych przez ustawę "kroków" przy tworzeniu planów, ale my dołożyliśmy takie, które angażują mieszkańców - przekonuje Pujdak.

- My dostajemy gotowy projekt, do którego piszemy uwagi. Spotykamy się z mieszkańcami formułujemy wnioski, składamy je do BRG i później przychodzimy usłyszeć, dlaczego nie zostały uwzględnione - uzasadnienie jest ustne - tak nie powinno być - uważa Makowska.

- Ja na każde rozpoczęcie pracy nad planem zapraszam lokalne rady dzielnic - oponuje Małgorzata Chmiel, radna miejska (PO). - Nie może pani powiedzieć, że rady nie mają głosu, uwagi bardzo często są uwzględniane - dodaje.

Konsultacje napierw w radzie, potem wśród mieszkańców?

- Konsultacje powinny być prowadzone przede wszystkim w radzie, a dopiero później wśród mieszkańców - uważa Krzysztof Wosowski, rada osiedla Wyspa Sobieszewska. Relacjonuje, że jego rada chciała budowy cmentarza w dzielnicy, ale mieszkańcy powstrzymali ten pomysł. - Przyszła grupa tendencyjnych mieszkańców, którzy byli przeciw i po prostu projekt powstrzymali - mówi.

- Czy moglibyśmy wcześniej włączać mieszkańców w planowanie? - pyta Klaman.

- Oczywiście możemy informować nawet na rok przed sformułowaniem planu - zapewnia Pujdak.

- Należy pamiętać o tym, że planowanie przestrzenne jest procesem długofalowym i bardzo skomplikowanym. Należy pamiętać, że miasto ma swoje strategie, za chwilę rozdawane będą znów fundusze unijne - i to wszystko ma wpływ na decyzje - mówi Łukasz Pancewicz, z Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej, który podkreśla, że ważną rzeczą jest odpowiedzialność, która jeśli chodzi o plany zagospodarowania często leży po stronie prezydenta, który podejmuje decyzje o wszczęciu postępowania w przypadku danego planu.

- Musimy sobie zdawać sprawę, że w Gdańsku przyjęto strategię w 2007 właściwie bez szerokich, wymaganych na przykład w Unii Europejskiej konsultacji - tłumaczyła jedna z mieszkanek, która domagała się by także w Gdańsku przyjąć procedurę podobną do tej, jakiej w Sopocie domaga się Gerwin.

- Trzy lata temu kupiłem mieszkanie na Jasieniu i czuję się oszukany. Tam gdzie mieszkam BRG wskazywało, że powstać ma ogólnodostępny taras widokowy i on rzeczywiście powstał, ale jest zamknięty na cztery spusty i nie można tam wejść. Po co tworzyć plany skoro miasto nie może wyegzekwować przepisów - denerwuje się pan Tomasz.

- Mamy niedoskonałe prawo. Musimy popracować nad lepszym informowaniem. Z konkretnych propozycji pojawiła się kwestia platformy internetowej - wymienia dotychczasowe ustalenia projektantka z BRG.

-Problemem Gdańska jest brak wizji - przekonuje jeden z mieszkańców. - Są pomysły, ale one gdzieś nikną na górze we władzach i później mamy takie złe pomysły jak Nowa Wałowa. Miasto powinno mieć makietę, ludzie powinni móc zobaczyć swoje miasto, powtarzam to od 10 lat.

- Wizja jest, ale ona nie jest dobra dla naszego miasta - przekonuje Pancewicz. - Potrzeba szerokich konsultacji społecznych, trzeba stworzyć stałe mechanizmy udziału mieszkańców w podejmowaniu decyzji.

- Tutaj wszyscy rozmawiają o nas bez nas - mówi mieszkanka, która przekonuje, że podkreśla, że specjalnie wcześniej zwolniła się z pracy by uczestniczyć w debacie.

Inna podkreśla, że dla większości mieszkańców falowca slajd z procedurą uchwalania planów. - W tym mieście żyje się coraz gorzej i ludzie będą z niego uciekali. Swego czasu ludzie zaczęli przychodzić na obrady Rady Miasta i co usłyszeli? Że są bandą nierobów, bo nie są w pracy! Tak nie można decydować o mieście - mówi.

- Plany pisane są w języku Suahili - ocenia Piotr Dwojacki z Rady Dzielnicy Dolny Wrzeszcz. - Dopóki one wyglądają tak jak wyglądają, mieszkańcy ich nie rozumieją, teraz jest plan i część ludzi nie wie czy w Brzeźnie powstanie wieżowiec, czy w planach go nie ma - podkreśla.

- Powinniśmy zdecydować się w jakim kierunku pójdziemy - czy stawiamy na turystów i 11 mln kliknięć na Jarmarku Św. Dominika czy wielkim ośrodkiem kontenerowym, czy chcemy ściągnąć inwestorów czy być głównie miastem akademickim, co mi się marzy. Te wizje czasem mogą współgrać a czasem się wykluczają - mówi bibliotekarz.

- Wizja jest - studium. Ono będzie zmieniane za mniej więcej 2 lata. Ta dzisiejsza dyskusja to właśnie jeden ze wstępów do debaty nad nim - odpowiedziała Pujdak.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto