Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Serce pod zdalnym nadzorem. Kardiowerter-defibrylator - co to takiego?

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Dr hab. n. med. Maciej Kempa
Dr hab. n. med. Maciej Kempa archiwum
Nad prawidłowym rytmem serca Grażyny z Gdyni-Dąbrowy czuwa kardiowerter-defibrylator, serce Marcina z Warszawy pobudza do działania stymulator. Blisko 600 tys. mieszkańców Polski żyje z wszczepionym urządzeniem, które reguluje pracę chorego serca i pilnuje, by nagle nie stanęło...

Z różnych powodów urządzenie może jednak nie zadziałać, dlatego jego praca powinna być zdalnie kontrolowana. Polscy kardiolodzy zabiegają o to od lat. Tym razem wygląda na to, że ich postulat się spełni. Prawdopodobnie już od początku kwietnia pacjenci korzystający z takich urządzeń jak kardiowerter-defibrylator czy stymulator zostaną objęci telemonitoringiem. Tego rodzaju „zdalna kontrola” aż o 64 proc. zmniejsza ryzyko zgonu pacjenta.

Eksperci Sekcji Rytmu Serca PTK podkreślają, że pandemia COVID-19 pokazała, jak bardzo w opiece zdrowotnej potrzebne są techniki zdalne, w tym na przykład monitorujące pracę kardiologicznych urządzeń wszczepialnych. Ich zdaniem u wybranej części chorych z urządzeniami wszczepialnymi są one bardzo pomocne. Kardiolodzy mają nadzieję, że telemonitorowanie stanie się kolejnym rodzajem zdalnej wizyty lekarskiej, finansowanej przez NFZ.

Nagle stanęło

Tego popołudnia Grażyna - lat 64, jak zwykle przyszła do klubu fitness jako pierwsza. Zaparzyła dla koleżanek kawę na później, po czym poszła na swoje stanowisko. I tam nagle - jak mówi - „się złożyła”. Serce Grażyny stanęło. Szczęśliwie obok niej do stepowania szykowała się lekarka dermatolog.

Doskonale wiedziała, jak w takiej sytuacji się zachować. Oceniła stan chorej. Rozpoczęła zewnętrzny masaż serca. Wezwała pogotowie. Z Gdyni na Dąbrowę karetka dojechała w kilkanaście minut. Po dwukrotnej defibrylacji serce Grażyny ruszyło, jednak przytomność pacjentka odzyskała dopiero w Szpitalu Miejskim po kilku godzinach. Szczegółowe badania, w tym koronarografia - nie wykazały żadnych chorobowych zmian w układzie krążenia pacjentki. Serce Grażyny stanęło bez żadnej uchwytnej przyczyny. Kardiolodzy zdecydowali jednak - przed kolejnym takim epizodem, który może się powtórzyć i zakończyć nagłą śmiercią sercową, trzeba pacjentkę zabezpieczyć, wszczepiając jej kardiowerter-defibrylator.

Pamiątka po grypie

Problemów z sercem Marcin Ruciński, dziś 45-latek, narobił sobie w marcu 2003 r., niejako na własne życzenie. Właśnie wtedy jako dwudziestoparolatek zachorował na grypę i kompletnie ją zlekceważył, przez co nabawił się powikłań, wskutek których najbardziej ucierpiało jego serce. Dowiedział się o tym kilka miesięcy później, gdy nagle stracił przytomność. Początkowo trafił na neurologię, gdyż podejrzewano, że przyczyną może być np. guz w głowie.

Kiedy neurologiczne tło wykluczono, lekarze uznali, że trzeba Marcina przebadać kardiologicznie. Zaczęli od Holtera serca. Okazało się, że Marcin ma bloki w sercu, puls spada mu do dwudziestu paru uderzeń na minutę. Męczył się potem przez dwa lata, bo w kardiologii obowiązywała jeszcze wtedy doktryna, że stymulatory wszczepia się tylko starszym osobom. Kiedy incydenty omdleń, utraty przytomności zaczęły powtarzać się coraz częściej, Marcina przyjęto na oddział kardiologii w Szpitalu na Banacha. Lekarz obejrzał wyniki i ani chwili się nie wahał; pracę serca pacjenta wspomagać musi stymulator.

Niewydolność serca

- Głównym czynnikiem ryzyka wystąpienia komorowych zaburzeń rytmu, a tym samym nagłego zatrzymania krążenia jest niewydolność serca. Ryzyko to - zdaniem kardiologów -zwiększa się proporcjonalnie do stopnia niewydolności serca.

- Im niewydolność serca bardziej zaawansowana, tym większe ryzyko wystąpienia komorowych zaburzeń rytmu serca - potwierdza dr hab. n. med. Maciej Kempa, kierownik Pracowni Elektrofizjologii i Elektroterapii Serca Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Serca GUMed, przewodniczący Sekcji Rytmu Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. I wyjaśnia: - Za ich powstawanie w około 80 proc. odpowiedzialna jest choroba niedokrwienna serca (choroba wieńcowa), w ok. 15 proc. kardiomiopatie innego typu, pozostałe kilka procent przypadków groźnych zaburzeń rytmu ma związek z rzadziej występującymi schorzeniami, w tym uwarunkowanymi genetycznie, które niekoniecznie muszą przebiegać z niewydolnością serca.

Mój Anioł Stróż

Prawdopodobnie właśnie genetyczne podłoże miały zaburzenia rytmu serca, które o mały włos nie zabiły Grażyny. Kilka tygodni po implantacji kardiowertera-defibrylatora - za zgodą lekarzy, którzy orzekli, że nie ma przeciwwskazań - ich pacjentka pojechała na narty. Po dwóch latach urządzenie zaczęło szwankować i trzeba było je wymienić. Zabieg przeprowadzono w UCK. Wszystko odbyło się bardzo sprawnie, Grażyna wróciła do domu. Następnego dnia nagle włączył się alarm - pech chciał, że wysunęła się elektroda i trzeba było ją wymienić. Od tamtej pory minęło dziesięć lat a urządzenie nadal jest w pełni sprawne. W ciągu tych dziesięciu lat defibrylator „odpalił” dwukrotnie.

- To bardzo trudne momenty - przyznaje Grażyna. Jakby śmierć zajrzała ci w oczy. Fachowo mówi się, że interwencja urządzenia była adekwatna. Gdyby nie zadziałało, po szalonym galopie jej serce znów by się zatrzymało.

- Od momentu wszczepienia stymulatora, a odbyło się to w dzień po moich 27 urodzinach, żyję zupełnie normalnie - twierdzi Marcin. - Wyróżnia mnie tylko to, że stymulator mam nietypowo, po prawej stronie, ponieważ jestem leworęczny.

Od tego czasu minęło 18 lat, raz trzeba było wymienić urządzenie na nowe, bo pierwszy stymulator sypał się ze starości. W tym czasie Marcin założył rodzinę i wychował trzy córki. Angażuje się również społecznie. W szpitalu na Banacha Marcin pełni funkcję prezesa Stowarzyszenia Pacjentów z Problemami Kardiologicznymi i ich Rodzin.

Pod nadzorem

- W Polsce już ponad pół mln pacjentów żyje z wszczepionymi urządzeniami regulującymi pracę serca - szacuje prof. dr hab. n. med. Marcin Grabowski, kierownik I Katedry i Kliniki Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. - Rocznie przybywa 40-50 tys. nowych implantacji lub wymian tego typu aparatów. - To, czego brakuje w naszym kraju, to objęcia większej grupy pacjentów z tego typu aparatami zdalnym monitoringiem. Chodzi głównie o takie urządzenia jak stymulatory serca, implantowane kardiowertery-defibrylatory (ICD) oraz aparaty do resynchronizacji serca (C RT). - Dzięki zdalnemu monitorowaniu zwiększamy intensywność opieki nad pacjentem i wydłużamy czas pomiędzy wizytami kontrolnymi - podkreśla prof. Marcin Grabowski.

Z przedstawionych przez profesora danych wynika, że pacjenci objęci zdalną kontrolą mają o 64 proc. mniejsze ryzyko zgonu z jakiejkolwiek przyczyny. Wskazują na to badania przeprowadzone w Centrum Chorób Serca w Zabrzu z udziałem 600 pacjentów z niewydolnością serca, którym wszczepiono kardiowerter-defibrylator (ICD) lub urządzenie resynchronizujące z możliwością defibrylacji (CRT-D). Wykazano, że po 12 miesiącach zdalnego monitoringu w sposób istotny zmniejszyło się u nich ryzyko zgonu oraz drogich hospitalizacji z przyczyn sercowo-naczyniowych.

Zwiększa bezpieczeństwo

- Telemonitoring zmniejsza liczbę wizyt pacjenta i pozwala szybciej zareagować w razie niepokojących zmian chorobowych, a to z kolei zwiększa poczucie bezpieczeństwa chorego. - Dzięki zdalnemu monitorowaniu zwiększamy intensywność opieki nad pacjentem i wydłużamy czas pomiędzy wizytami kontrolnymi - zaznacza kardiolog. Pacjenci nie czekają w kolejkach, jednocześnie opieką można objąć więcej osób.



W Polsce jest wyjątkowo dużo hospitalizacji z powodu niewydolności serca. Straty gospodarcze z powodu tej choroby są kilkakrotnie większe niż wydatki ponoszone na jej leczenie przez Narodowy Fundusz Zdrowia - wynika z opublikowanego w 2017 roku raportu „Ocena kosztów niewydolności serca w Polsce z perspektywy gospodarki państwa”.

Telemonitoring urządzeń wszczepialnych może się przyczynić do obniżenia kosztów świadczeń w poradniach kardiologicznych. Z wyliczeń Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji wynika, że wydatki z tym związane można było zmniejszyć o 10-50 proc. Telemedycyna została w Polsce dopuszczona już w 2015 roku, w 2018 uzyskała pozytywną rekomendację dotyczącą zdalnego monitorowania urządzeń wszczepialnych, a rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia dotyczące wprowadzenia procedury nadzoru telemetrycznego nad pacjentami z urządzeniami wszczepialnymi do koszyka świadczeń gwarantowanych ukazało się w 2022 roku.

Nie ma więc przeszkód prawnych, by wykorzystywać w opiece medycznej telemonitoring.

W opinii ekspertów PTK - telemonitoring można wdrożyć u 60-70 proc. pacjentów z urządzeniami wszczepialnymi, gdyż nie zawsze jest to technicznie możliwe, niektórzy nie godzą się na zastosowanie takiej procedury lub nie są zdolni do współpracy. Skalę zagrożenia oblicza się dla każdego pacjenta.

Pierwszy monitoring pracy serca zastosowano przed ponad 25 laty do kontrolowania EKG (tzw. EKG na telefon). Pacjent łączył się z ośrodkiem monitorującym i przekazywał zapis pracy swego serca. W razie zagrożenia lekarz wysyłał do chorego karetkę pogotowia; w ten sposób wielu osobom uratowano życie.

Staruszek stymulator



Najczęściej wszczepianymi urządzeniami regulującymi pracę serca są stymulatory, nazywane też rozrusznikami. Urządzenie to poprawia stan zdrowia i jakość życia chorych, a także ratuje i przedłuża życie. Najdłużej, bo już od 60 lat, stosowane są stymulatory serca.

W Polsce wszczepia się obecnie około 750 stymulatorów na milion mieszkańców, czyli około 30 tys. urządzeń rocznie. To jeden z wyższych wskaźników w Europie. Każdy chory, jeśli tylko lekarz uzna, że stymulator jest mu naprawdę niezbędny, ma szybki dostęp do tej metody leczenia. - Praktycznie wszyscy mamy w rodzinie lub znamy kogoś, kto ma wszczepiony, jak mówimy potocznie, rozrusznik serca. Dotyczy to zwłaszcza osób w podeszłym wieku, kiedy wraz z całym organizmem starzeje się również serce i nie jest w stanie pracować w odpowiednim rytmie - wyjaśnia prof. Maciej Sterliński z Narodowego Instytutu Kardiologii, ekspert Sekcji Rytmu Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Wyjaśnia, że stymulacja serca bywa konieczna, gdy zwolnienie pracy serca następuje w wyniku chorób układu krążenia. Czasami stymulator serca wszczepia się u osób młodych, a nawet u dzieci - jest to najczęściej wynikiem wrodzonych problemów z sercem lub rzadkich chorób występujących we wczesnym okresie życia.

Stymulacja serca jest niezbędna, gdy w wyniku wolnej pracy serca - pojawiającej się napadowo lub występującej stale - dochodzi do groźnych lub utrudniających życie objawów. Najgroźniejsze są utraty przytomności i zasłabnięcia, ponieważ może dojść do poważnych urazów na skutek upadku, stanowią też bezpośrednie zagrożenie życia.

- Stymulatory wszczepia się również u chorych, u których nie dochodzi jeszcze do zagrażających życiu objawów, ale z doświadczenia lekarskiego wiemy, że za chwilę stymulator może być pacjentowi niezbędny - tłumaczy prof. Maciej Sterliński.


Stymulator serca jest niewielkim urządzeniem o rozmiarach męskiego zegarka, które łączy się z elektrodami wprowadzanymi przez żyłę do jam serca. Liczba elektrod zależy od rodzaju arytmii i choroby pacjenta.

Za zgodą NFZ



Nowoczesną metodą są stymulatory bezelektrodowe. Są to małe kapsułki wszczepiane do serca, które nie wymagają długich elektrod. Niewielkie urządzenie zawiera zarówno baterię, jak i mikroprocesory. Pełni także funkcję elektrody. Jest to metoda stosowana głównie u pacjentów, u których z różnych przyczyn nie można lub nie powinno się wszczepiać zwykłego stymulatora. Jak podkreślają eksperci Sekcji Rytmu Serca PTK, mimo że nie jest to świadczenie gwarantowane, Narodowy Fundusz Zdrowia zgadza się refundować takie zabiegi u najbardziej potrzebujących chorych.

Właśnie taki bezelektrodowy stymulator serca dostał 20 marca br. pacjent Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kiecach. To pierwsza w Świętokrzyskiem tego typu implantacja. Zabieg przeprowadził zespół pod kierownictwem dra n. med. Wojciecha Gutkowskiego z udziałem prof. dra hab. n. med. Przemysława Mitkowskiego, kierownika Pracowni Elektroterapii Serca I Kliniki Kardiologii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, który do tej pory wszczepił już 80 tych urządzeń.

- W przypadku tego pacjenta był to zabieg ratujący życie. Dwa standardowe stymulatory, wszczepione wcześniej, trzeba było usunąć - jeden po dwóch latach, drugi po miesiącu. Pacjent bez stymulatora nie może funkcjonować, więc w jego przypadku rozrusznik bezelektrodowy był jedynym rozwiązaniem - mówi dr n. med. Wojciech Gutkowski, kierownik Pracowni Hemodynamiki w WSzZ. Pacjent po zabiegu czuje się dobrze, a stymulator działa prawidłowo.

Stymulator bez elektrod



To miniaturowe urządzenie wielkości dużej kapsułki witaminowej, o 90 proc. mniejsze i lżejsze od klasycznego stymulatora. Jest to kompletny układ do stymulacji komorowej, pozbawiony elektrod i wszczepiany prosto do prawej komory serca za pomocą systemu cewników wprowadzanych przez żyłę udową. Pierwszą na świecie implantację systemu bezelektrodowego przeprowadził prof. Clemens Steinwender 9 grudnia 2013 r. w austriackim Linzu. Pierwsze wszczepienia w Polsce miały miejsce 21 stycznia 2016 r. - jednocześnie w: Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu (zespół pod kierownictwem prof. Oskara Kowalskiego) i w Poznaniu w I Klinice Kardiologii (zespół pod kierownictwem prof. Przemysława Mitkowskiego).

- Stymulacja bezelektrodowa otwiera nowy rozdział koncepcji stymulacji serca. Podstawy teoretyczne stworzono już 50 lat temu, ale postęp technologiczny umożliwił wdrożenie tej koncepcji do praktyki klinicznej dopiero dekadę temu. Ta nowoczesna technologia pozwala na zaproponowanie terapii chorym, którym do tej pory nie mogliśmy niczego innego zaoferować albo też rozwiązanie alternatywne wiązało się ze znacznie gorszym rokowaniem odległym i ryzykiem powikłań - podkreśla prof. Mitkowski.


W Ministerstwie Zdrowia trwają prace nad wprowadzeniem świadczenia gwarantowanego z zastosowaniem stymulacji bezelektrodowej. Mamy nadzieję, że wkrótce polscy pacjenci będą mieli dostęp do tego świadczenia.

Defibrylator w kamizelce



Newralgiczny okres, kiedy pacjent w stanie podwyższonego ryzyka nagłego zgonu sercowego (NZS) oczekiwał na decyzję o implantacji na stałe układu defibrylującego, jeszcze do niedawna spędzał klinicystom sen z powiek - przyznaje dr hab. n. med. Maciej Kempa. Jak zabezpieczyć chorego zagrożonego NZS tu i teraz? Zwłaszcza jeśli nie ma pewności, czy zagrożenie za jakiś czas nie minie i wszczepiony pacjentowi na stałe układ okaże się niepotrzebny? Coraz częściej dzieje się tak dzięki nowym, bardzo skutecznym lekom.

- U pacjentów zagrożonych nagłym zatrzymaniem krążenia, którego charakter może być przemijający, możemy rozważyć zastosowanie kamizelki defibrylującej - nieinwazyjnej technologii, która pozwala podejmować decyzję terapeutyczną w sposób bezpieczny, spokojny i przemyślany. Do tej pory z tej formy zabezpieczenia skorzystało około 100 pacjentów w Polsce.

CZYTAJ TAKŻE: Odkryj swoje korzenie z Archiwum Państwowym w Gdańsku! Zobacz, jak wygląda magazyn archiwum państwowego. Jak odnaleźć przodków? [WIDEO]

[polecane]24659749[/polecane] 
[polecane]24659743[/polecane]
od 7 lat
Wideo

Jakie są najczęstsze przyczyny biegunki u dorosłych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Serce pod zdalnym nadzorem. Kardiowerter-defibrylator - co to takiego? - Dziennik Bałtycki

Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto