Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zasłabł przed budynkiem UCK w Gdańsku. Uratowały mu życie. Zresztą nie pierwszy raz...[WIDEO]

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Barbara Dzielska i Marta Jurewicz uratowały życie mężczyźnie, który szedł na badania do UCK
Barbara Dzielska i Marta Jurewicz uratowały życie mężczyźnie, który szedł na badania do UCK Piotr Hukało
53-letni Marek S., pacjent Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, umarłby na progu szpitala, gdyby nie pomoc kobiet. Życie uratowały mu dwie panie – pracownice firmy DGP Dozorbud, która świadczy w tej placówce usługi outsourcingowe.

Barbara Dzielska i Marta Jurewicz to matka i córka. Od ponad 6 lat pracują w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku. Pani Barbara pracuje w Katedrze i Klinice Chorób Wewnętrznych, Chorób Tkanki Łącznej i Geriatrii, natomiast Pani Marta w Klinice Kardiologii. Obie panie zatrudnione są w charakterze gońców i z zawodami medycznymi nie mają nic wspólnego. Jednak dzięki dodatkowym szkoleniom i ukończonemu kursowi zdobyły kwalifikacje sanitariusza.

Pan Marek szedł tego dnia do poradni kardiologicznej. Od pewnego czasu miał kłopoty z sercem, bóle w klatce piersiowej wskazywały na chorobę wieńcową. Do przychodni nie dotarł, zasłabł w pobliżu wejścia na teren UCK.

- Doszło do zatrzymania krążenia i prawdopodobnie by zginął, gdyby nie szybka pomoc obu pań – relacjonuje prof. Grzegorz Raczak, kierownik Klinicznego Centrum Kardiologii. - Jedna z nich natychmiast rozpoczęła akcję reanimacyjną, druga wezwała na pomoc ratowników medycznych z Klinicznego Oddziału Ratunkowego w Centrum Medycyny Inwazyjnej. Pacjenta przewieziono na kardiologię. Okazało się, że był to zawał serca. Dzięki zastosowanemu leczeniu po kilku dniach jego stan się ustabilizował. Jeszcze w trakcie pobytu na oddziale mężczyzna spotkał się z obiema paniami i podziękował im za pomoc i uratowanie życia. W dobrym stanie został kilka dni temu wypisany do domu.

– Nagłe, pozaszpitalne zatrzymania krążenia są w naszym kraju przyczyną zgonu wielu tysięcy osób rocznie. Wynika to w znacznej części z niepodejmowania akcji reanimacyjnej przez osoby będące bezpośrednim świadkiem takiego zdarzenia – tłumaczy prof. Grzegorz Raczak, kierownik Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Serca GUMed. – Natychmiastowe rozpoczęcie akcji ratunkowej, nawet prowadzonej przez osoby bez wykształcenia medycznego, może uratować życie chorego. Bezczynne oczekiwanie na karetkę pogotowia zmniejsza z każdą minutą o około 12 procent szanse osoby poszkodowanej na przeżycie. Opóźnienie akcji ratunkowej o ponad 10 minut w praktyce równa się śmierci chorego.

Często ludzie boją się podjąć tego typu inicjatywę, tłumacząc się, że nie mają wymaganych kwalifikacji, boją się zrobić poszkodowanemu krzywdę itp. Obie panie takich rozterek nie miały. Jak same o sobie mówią, zawsze chętnie służą pomocą.

– To nie był pierwszy przypadek kiedy udzielałam pierwszej pomocy – przyznaje Marta Jurewicz. – Byłam świadkiem wypadku samochodowego i brałam udział w akacji ratowniczej, udzielałam pomocy pani, która zadławiła się cukierkiem. Ratowałam również brata, który zadławił się kotletem.

– Ratowałyśmy również pana na przystanku, który zasłabł – dodaje Barbara Dzielska. - To wielka satysfakcja móc komuś pomagać.

(źródło: Piotr Hukało)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto